„Tańczyć Konrada” w reż. Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin w Supraślu. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Ilustrowane muzyką i baletem słowno-muzyczno–teatralne widowisko „Tańczyć Konrada”, inaugurujące drugą edycję podlaskiego festiwalu „Między wierszami”, to intrygujące, przemyślane, nowatorskie odczytanie przesłania „Wielkiej Improwizacji” i bliskie spotkanie z bohaterem III części „Dziadów” Adama Mickiewicza. Wcześniej na wierszalińskiej scenie pojawił się dyptyk – „Dziady – Noc Pierwsza”, spektakl zrealizowany na podstawie „IV części Dziadów”, z elementami części II, a potem „Dziady – Noc Druga”, oparte na trzeciej części dramatu naszego wieszcza. Magiczna, poetycka, wręcz metafizyczna, falująca od zmiennych nastrojów opowieść o zbuntowanym, rozpalonym w swym wewnętrznym buncie Konradzie nie jest fragmentem czy wycinkiem z „Dziadów”, które w 2017 roku wyreżyserował Piotr Tomaszuk – to skończona, spójna całość. W „Wielkiej Improwizacji”, która tak prawdziwie i sugestywnie wybrzmiewa na kameralnej scenie w Supraślu geniusz arcypoematu lśni pełnym blaskiem, a natchniony monolog, inkrustowany muzyką i improwizowaną etiudą taneczną zyskuje posmak surrealizmu, którego w poemach Mickiewicza przecież nie brakuje.
Na festiwalu „Między wierszami”, którego mottem przewodnim jest hasło „Teatr – Literatura – Muzyka – Plastyka” z pewnością nie może zabraknąć Mickiewicza, naszego narodowego geniusza słowa i poety doskonałego. Spektakl „Tańczyć Konrada” w reżyserii Piotra Tomaszuka, rozpoczynający lipcowe spotkania z kulturą, to widowisko poetyckie, liryczne, w dodatku symboliczne, splecione z emocjonalną, ruchową improwizacją. W swym godzinnym przedstawieniu Tomaszuk niczego nie skraca, nie dopisuje żadnej frazy, w pełni zachowując ducha i literę dramatu. O znaczeniu Wielkiej Improwizacji napisano całe tomy. Podobnie jak o postaci głównego bohatera. Czy to oznacza, że już nic nowego nie warto dodawać? Przeciwnie. Jeśli kolejny spektakl może posłużyć jako narzędzie wspomagające proces „właściwej” interpretacji dramatu wielkiego romantyka, z pewnością Tomaszuk przyczyni się do tej zmiany. A dzięki nowym inscenizacjom „Dziady” wciąż zachowują żywotność, pozostają aktualnymi. Przestrzeń wierszalińskiego teatru i atmosfera tam panująca nadają się do tego idealnie.
W rolę Konrada sugestywnie wciela się, jak zwykle świetny Rafał Gąsowski. Jednak zanim stanie przed oczami widzów, w klimat „Wielkiej Improwizacji” wprowadza nas Dariusz Matys. W eleganckim fraku, uroczyście wygłasza przedmowę, która w utworze poprzedza właściwy tekst dramatu – „Dziady. Poema”. Jakże sugestywnie brzmi w jego ustach każda wypowiadana fraza, powaga tekstu, prawda w nim zawarta. Jeszcze nie wybrzmi echo słów wieszcza „do litościwych narodów europejskich, które płakały nad Polską jak niedołężne niewiasty Jeruzalemu nad Chrystusem, naród nasz przemawiać tylko będzie słowami Zbawiciela: „Córki Jerozolimskie, nie płaczcie nade mną, ale nad samymi sobą””, na scenie pojawia się tancerz Bartosz Zyśk (z Polskiego Baletu Narodowego) i Rafał Gąsowski. Warto podkreślić, że język tańca jest uniwersalny, zrozumiały dla wszystkich ludzi. Dlatego pomysł wprowadzenia na scenę tancerza wydaje się niezwykle trafiony. W przedstawieniu romantyczny rozmach, poczucie obfitości, głębi, synkretyzmu, tak silnie obecne i genialnie uchwycone przez Mickiewicza, w którym teraźniejszość i przeszłość zespalają się z wizją przyszłości, zostają uwypuklone przez nowe elementy i dodatkowe wartości. Swobodny przepływ energii między Konradem poetą a Konradem przemawiającym tylko ruchem jest bardzo czytelny. Szybkie, ostre, wciąż rozedrgane zwroty łagodzone są przez Bartosza Zyśka konieczną giętkością. Improwizowany „taniec duszy”, naznaczony ekspresją wyrażoną bogatą plastyką ciała, swobodnym ruchem, gestem, grymasem twarzy intryguje, ale nie odbiera mocy aktorowi. Przeciwnie – to Gąsowski dominuje na scenie. Był Gustawem – Konradem, jest Konradem indywidualistą i samotnikiem, który w zimnej celi wygłasza swój buntowniczy monolog: „Samotność – cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi?/ Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,/ Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?”. Rafał Gąsowski nie naśladuje swoich poprzedników – z wprawą, techniczną biegłością tworzy swoją postać Konrada, boleśnie mierząc się z legendą samotnego bohatera. Ale to wciąż „ten” Konrad, z poczuciem własnej wyższości i mocy, w zgodzie z tekstem Mickiewicza. Jak wytrawny badacz, aktor wsłuchuje się w każdą głoskę, wers, czuje rytm i melodię, znakomicie odnajdując się w monologu romantyka. Jego wewnętrzna gorączka, uczuciowość, rozchwianie wypełnione duchowością kumuluje się w próbie dźwigania losów i cierpienia zniewolonego narodu. Gąsowski z improwizacji wydobywa absolutną samotność bohatera. Ofiara to czy bunt przeciw Stwórcy? Szaleńcza spowiedź artysty czy gorzka refleksja, ale bez bluźnierstwa? Wstrzymuję oddech, gdy padają słowa – „Odezwij się, – bo strzelę przeciw Twej naturze;/ Jeśli jej w gruzy nie zburzę,/ To wstrząsnę całym państw Twoich obszarem;/ Bo wystrzelę głos w całe obręby stworzenia:/ Ten głos, który z pokoleń pójdzie w pokolenia:/ Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata ale… .”
Dramaturgiczną linię spektaklu, jego falujący rytm i magiczną atmosferę podkreśla wibrująca, nastrojowa muzyka autorstwa Adriana Jakucia-Łukaszewicza i Piotra Tomaszuka, wykonywana na żywo (obu artystów można zobaczyć i usłyszeć). Delikatne, śpiewne głosy Moniki Kwiatkowskiej i Katarzyny Wolak-Gąsowskiej dopełniają całości i wzruszają.
Czy te mickiewiczowskie „Dziady” jeszcze dziś kogoś obchodzą? Wierzę, że tak. W swej adaptacji Piotr Tomaszuk przypomina sekwencje z jednego z największych arcydzieł naszej literatury, ale i teatru. Postać Konrada, choć pozornie „podzielona”, pokazana z innej perspektywy, przemawia jednym głosem, co z kolei pozwala prowadzić dialog z tymi, którzy w polskim teatrze wielokrotnie mierzyli się z ideą romantyzmu. Precyzyjna reżyseria, muzyka, intrygujący ruch i taniec, a przede wszystkim mocne słowo w ustach doskonałych aktorów zasługują na wielkie brawa.