- Dużym potencjałem tego tekstu jest to, że szuka sposobu mówienia dziś właśnie o czymś, o czym trudno mówić bez popadania w łzawe tembry szkolnych akademii ku czci. W nowej Polsce, w ostatnim dwudziestoleciu nie znaleziono żadnego sposobu na rozmowę o polskiej tożsamości, nie próbowano nazwać jej na nowo. I dość gorący odbiór tej sztuki pokazuje, jak bardzo tego potrzebujemy - mówi Dorota Masłowska po szwedzkiej premierze swojej sztuki "Między nami dobrze jest".
PoloniaInfo rozmawia z Dorotą Masłowską [na zdjęciu] z okazji premiery jej sztuki "Między nami dobrze jest" ("Metallflickan") w Teater Galeasen w Sztokholmie. Anna Nagorna: Dobrze, że cię spotykam, bo trochę się już bałam, że "Masłowska nie istnieje". Zostawiłaś taką wiadomość na sekretarce zmęczona medialnym sukcesem po debiutanckiej "Wojnie polsko-ruskiej". Jak jest teraz? Twoje powieści i sztuki tłumaczone są na różne języki, grywane w teatrach w Londynie, w Berlinie, a teraz w Sztokholmie. Oswoiłaś sukces? Dorota Masłowska: Tę sekretarkę nagrałam siedem lat temu, byłam zmęczona zmasowanym atakiem mediów na mój telefon. Jednocześnie było w tym trochę kokieterii, bo mi się wydawało, że wszyscy się mną strasznie interesują, a tak naprawdę to po prostu jest machina, która mieli to, co jest na podorędziu. W tej chwili mam już zręby asertywności, które pozwalają mi robić to, co chcę, a nie to, co ludzie chcą, żebym robiła. Na