Pierwszy raz gościła u nas 15 lat temu, gdy w „Ranczu" zaczęła grać Solejukową, która stała się inspiracją dla wielu kobiet. Ale jej związek z naszym pismem trwa znacznie dłużej!
Bardzo się cieszymy, że świętuje pani z nami 30. urodziny.
Mnie też jest bardzo miło. Pamiętam jak pierwszy raz wzięłam to pismo do ręki. Kupiła je moja mama, bo była ciekawa nowości, która pojawiła się w kioskach. Moje pierwsze skojarzenie było takie, że przypomina magazyny, które widziałam na Zachodzie. Miało ładne zdjęcia, było czyste, przejrzyste i bardzo pomocne.
Korzystała pani z niego?
Dzięki mamie, która wycinała przepisy i rady. Wtedy gazety były jedynym oknem na świat. Nie było internetu ani tak modnych dziś tematycznych kanałów o gotowaniu, zdrowiu, urządzaniu wnętrz, prowadzeniu domu... To wszystko było za to w „Poradniku Domowym" i z tego się korzystało.
W jakim momencie życia była pani 30 lat temu?
To był fajny czas, byłam pięć lat po ślubie, moja starsza córka Ola miała dwa lata, a ja w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu zaczynałam współpracę z Wojciechem Młynarskim. Byłam szczęśliwa, że mam dziecko i męża, że udało się nam zbudować mieszkanie na strychu, że mam etat w teatrze, że dużo w nim gram.
Myślała pani wtedy, „mogę wszystko"?
O tak, jak się jest młodym, to się tak myśli, choć nie ma się doświadczenia ani dystansu do życia. I może to jest właśnie siła młodości? Dziś też młodzi mówią: „Możemy wszystko, świat stoi przed nami otworem", a ja patrzę na nich z czułością i pewnego rodzaju zazdrością, bo mają teraz narzędzia, których my nie mieliśmy. Nie było takiej łatwości komunikacji, życie inaczej wyglądało. Nie mówię, że gorzej, tylko po prostu inaczej. Teraz np. młodzi aktorzy nie znają granic, internet sprawia, że nie ruszając się z domu mogą podpatrywać, jak pracują ludzie na drugim końcu świata, uczyć się nowych technik grania, uczestniczyć w kursach, a nawet startować w międzynarodowych castingach. Zwłaszcza pandemia pokazała, jaką siłą jest internet.
Pani też dobrze się w nim w tym czasie odnalazła.
Gdy zaczynała się pandemia miałam w planie wiele spektakli teatralnych i koncertów z piosenkami z płyty „Miłosna Osiecka". Miałam nawet spakowaną walizkę przed kolejnym koncertem, gdy otrzymałam telefon, że nigdzie nie pojadę, bo wprowadzono ograniczenia. Zatrzymałam się, jak wszyscy. Ale po dwóch tygodniach bardzo mi już brakowało kontaktu z publicznością, Pomyślałam, że skoro nie mogę śpiewać, to może chociaż poczytam w internecie wiersze Osieckiej o miłości, te które mi się najbardziej podobają. Ostatecznie przez 31 dni miałam na swoim Instagramie i Facebooku poetycki koncert życzeń, bo prośby
o konkretne tytuły i nazwiska przysyłali mi ludzie z całego świata. Przez ten miesiąc przeżywałam przygodę z cudowną poezją, która mobilizowała mnie, by zdjąć dresy, ubrać się, przygotować i pewne rzeczy przemyśleć.
Co pani w tym czasie doceniła najbardziej?
Przede wszystkim rodzinę. To, że nie byłam sama. Bo proszę mi wierzyć, wielu ludzi, również moich znajomych, dotkliwie odczuło samotność. Ja spędziłam ten czas z córkami i mężem. Młodsza, studentka medycyny, była po stażu w szpitalu, po którym musiała przejść kwarantannę, więc my też na niej byliśmy. Ale nie nudziliśmy się, wciąż mamy o czym rozmawiać, a co najważniejsze potrafimy się dogadać, choć każde ma inne problemy, inny charakter. Ale na tym też polega nasza siła.
Rodzina i dom to dla pani wartość niezmienna niezależnie od czasów i okoliczności. A co się zmieniło?
Trzydzieści lat temu byłam bardziej zasadnicza jeśli chodzi o relacje międzyludzkie, bardziej harda, nie potrafiłam spuścić z tonu. „Znałam się" na wszystkim, miałam zdanie na każdy temat, podważałam to, co mówili inni. Teraz się z tego śmieję i trochę jest mi wstyd, że się tak zachowywałam, bo przyszło życie, zweryfikowało wiele spraw i pokazało, że w większości to mama, teściowa czy mąż mieli rację.
Złagodniała pani?
Dotarłam do etapu, w którym staram się tonizować wszelkie konflikty uśmiechem, spokojem, odwracaniem uwagi. Już się wyawanturowałam jak byłam młoda. I właśnie to, gdybym mogła, zmieniłabym w swoim życiu.
Co jeszcze powiedziałaby pani tamtej Kasi?
Żeby się nie bała. Pamiętam jak bardzo nie miałam ochoty przeprowadzić się z Wrocławia do Warszawy. Miałam pracę w teatrze, w którym było mi dobrze, ułożone życie i zmiany budziły mój lęk. Dzisiaj powiedziałabym: „Kaśka, nie bój się, to zmiany czynią cię uważną na życie i bardziej na nie zachłanną". Bo poznawanie nowych ludzi i światów, przełamywanie swoich ograniczeń i strachów otwiera nowe możliwości. Choć oczywiście na początku jest ciężko, stres.
Tytuł oryginalny
Umiem już dać sobie i innym prawo do błędów
Źródło:
Poradnik Domowy nr 11