16 września 2017 r. w Gdyni zginął tragicznie prof. dr hab. Jan Ciechowicz. 28 czerwca 2018 r., także tragicznie, zginęła w Bośni dr Joanna Puzyna-Chojka. Pomorska teatrologia i humanistyka poniosły ogromną stratę. Czas coraz dobitniej pokazuje, jak bardzo niepowetowana jest to strata.
Nagła śmierć Jana Ciechowicza i tragiczny wypadek Joanny Puzyny-Chojki zaskoczyły i pogrążyły w smutku ich najbliższych, tysiące uczniów, znajomych i przyjaciół. Te dwa uderzenia, przedzielone ledwie niespełna dziesięcioma miesiącami, to zdecydowanie więcej niż dwa pożegnania. Powstała pustka, która nie ma najmniejszej ochoty odejść.
Profesor
Jan Ciechowicz był moim profesorem. Choć minęło sporo lat, ciągle pamiętam jego urocze „odloty” na zajęciach.
– Pamiętacie Państwo ten spektakl z 1960 roku? – pytał retorycznie zapatrzonych w niego studentów. Kiwaliśmy przytakująco głowami, choć nikogo z nas w roku 60. nie było jeszcze na świecie. Czuliśmy jednak, że powinniśmy na tym spektaklu być, by nie zrobić przykrości profesorowi.
Nie tylko dla mnie Jan Ciechowicz był przez wiele lat najważniejszą postacią pomorskiej humanistyki. Dlatego, że był aktywny i zajmował się teatrem, a teatr jest najważniejszy. Trudno było sobie wyobrazić premierę teatralną bez niego i jego „akcji popremierowej”. Krążył wśród zebranych, zbierał opinie, monitorował i oczywiście gratulował realizatorom oraz wykonawcom. Chyba zawsze i wszystkim. Był jak brat łata i chyba tylko o to można było mieć do niego pretensje, że był… za dobry. Że publicznie nie krytykował, nie karcił, nie mówił rzeczy trudnych, gdy trzeba było. Pozycja, jaką zajmował w społeczności, zobowiązywała go do zajmowania stanowiska, ale profesor szukał tylko dobrych stron. Nie chciał się narażać? Chyba nie o to chodzi, on po prostu taki był.
Jan Ciechowicz o „Skrzypku na dachu (2008):
– Ale niech pan powie, panie kolego, czy był chociaż jeden pozytyw? Choć jedna rzecz, którą warto pochwalić? – pytał się mnie po bardzo nieudanym spektaklu w Teatrze Wybrzeże, a ja wtedy miękłem i zauważałem, czego nie widziałem przedtem. Ta miękkość została we mnie już na zawsze.
Profesor był energią, jego aktywność była przysłowiowa. Gdy poczuł, że nie będzie mógł być sobą, zrezygnował. Nie chciał żyć inaczej, nie potrafił.
Pamięć o Profesorze będzie trwać. Od 2018 roku marszałek pomorski przyznaje Nagrodę Teatralną dla młodego artysty, dedykowaną pamięci profesora Jana Ciechowicza.
Joanna
Joanna Puzyna-Chojka była najbardziej zaangażowaną teatrolożką na pewno na Pomorzu. Akademiczka, opinionistka, krytyczka, kuratorka i wreszcie realizatorka (Teatr NieUGiętych), bo tylko autopsyjne doświadczenie, przejście wszystkich ogniw od pomysła do przemysła, może sprawić, że mamy prawo wypowiadać się o teatrze w sposób kompletny. A Joanna nie tylko chciała się wypowiadać, ale jeszcze bardziej kreować, lansować, trendsetterować, wręcz… demiurżyć. Próbując scharakteryzować jej aktywność, nie potrafię znaleźć w polskim teatrze osoby, która by tak różnorodnie penetrowała najważniejszą ze sztuk. Ale jeszcze ważniejsza dla mnie była jej postawa.
Każdy uczestnik życia kulturalno-artystycznego wcześniej czy później zauważa, że jest to świat pozorów i gier, w którym grzechy są prywatne, a cnoty publiczne, całość trzyma w karbach niespotykana gdzie indziej opresyjność. Joanna też to wiedziała, ale nie potrafiła albo nie chciała się permanentnie dostosowywać. Z punktu widzenia gracza popełniała taktyczne błędy, mówiąc prawdę lub wygłaszając niepopularne, czasami także nie do końca poparte dowodami sądy. Wiedziała, jak bardzo opresyjne sytuacje wabiła swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami, ale nie odpuszczała. Była najodważniejszą humanistką na pewno na Pomorzu, szanowaną bardziej w Polsce niż na miejscu. Narażała się i za to ją niezwykle ceniłem. Bo najważniejsze, to mieć własne zdanie i śmiałość do jego wyrażania. Joanna była ostatnią osobą w lokalnym środowisku, która tak odważnie się opowiadała, a której głos był ważny i słyszalny. Co gorsza, następców nie widać.
Nie brała jeńców, dlatego tak często się kłóciliśmy i oddalaliśmy od siebie. W tak wielu sprawach nie zgadzaliśmy się, czasami generalnie wręcz, ale temperatura intelektualna tych dobrych spotkań z Joanną była najwyższa. Brakuje mi jej energii, jej odwagi. Tęsknię za rozmową, a nawet za… kłótnią. Pamięć o Niej nie będzie gruntowana żadną oficjalną nagrodą, tym bardziej nie możemy zapomnieć.
III Festiwal R@port w Gdyni. Mówi Joanna Puzyna-Chojka:
Dochodzi do mnie świadomość, że już Nigdy nie będzie takiego lata. Kilka la temu żegnałem inne dwie, bardzo bliskie mi osoby: Tomka Bedyńskiego i Piotra Dwojackiego. Zestawiam je z Joanną nie tylko z powodów osobistych, ale także… społecznych. Wszyscy troje byli osobami wyjątkowymi, dla których społeczność nie potrafiła znaleźć godziwego miejsca. Wszyscy troje mogli dać nam więcej, gdyby były stworzone im odpowiednie warunki.
Ciechowicz i Chojka byli awersem i rewersem współczesnego humanisty. Różniło ich wiele, ale wspólny był entuzjazm i najwyższe kompetencje. Pustka, jaka powstała po śmierci Profesora i Joanny, nie ma ochoty zanikać. Nie da się jej zapełnić poprzez decyzje administracyjne i przesunięcia w grafiku. Jest niepowetowana.