„ahat ilī. Siostra bogów” Olgi Tokarczuk w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Polskim im. H. Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
ahat ili. Siostra bogów, adaptacja wspaniałej książki Olgi Tokarczuk Anna In w grobowcach świata, mimo że dokonana przez samą autorkę, odziera rzecz z tego, co w dziele najbardziej wartościowe - przepięknie poetyckich opisów podróży bohaterki z postcywilizacyjnego świata przyszłości przez minione wieki w głąb ziemi, przenikania Inanny, symbolu życia, płodności i wojny, do podziemnej, zatęchłej i mokrej krainy śmierci, której władczynią jest jej bliźniacza siostra Ereszkigal.
Scenograf Marek Braun nie wykorzystał też potem niektórych istotnych dla wymowy dramatu wskazówek zawartych w didaskaliach, jak np. kręte schody, którymi zstępuje bohaterka, czy żelaznej bramy prowadzącej do mrocznego świata, po przekroczeniu której nie ma już powrotu do świata żywych. W efekcie jej zejście nie robi większego wrażenia.
Ale wymowa Scen Dramatycznych została też uproszczona, a nawet zniekształcona przez reżyserkę, Annę Augustynowicz. Bo jedyną karą dla Inanny, zuchwałej i niepokornej kobiety za próbę przeciwstawienia się prawom natury, jest przytłaczająca ją informacja o tym, że gdy zeszła do podziemi, świat o niej po prostu zapomniał a lud przygotowuje się do świątecznej zabawy.
No bo przyjęcie w niewolę śmierci w zamian za uwolnienie Inanny, jej najwierniejszej przyjaciółki Niny nie bardzo ją obeszło. W tekście bohaterka powraca do żywych już jako skażona śmiercią, niczym nadgryzione zgnilizną pustowzrokie zombie, gdyż zgodnie z porządkiem świata, nikt nie może wrócić żywy z krainy śmierci. Tymczasem sceniczna Inanna powraca taka, jak tam zeszła.
Ale widz, który nie czytał powieści, ani Scen Dramatycznych, a po prostu przyszedł na spektakl, może wyjść z teatru usatysfakcjonowany. Rzecz jest bowiem zwięzła, dobrze skomponowana, akcja toczy się wartko. I przesłanie, że porządku świata nie da się odwrócić, w samych słowach wybrzmiewa wyraźnie.
Przerywniki w postaci recytacji w stworzonym dla potrzeb spektaklu parajęzyku, opartym na eliminowaniu spółgłosek, co ma imitować język sumeryjski, urozmaicają jednostajność narracji. Zwłaszcza, że „tłumaczenia” wyświetlane są na tylnej ścianie sceny. Posunięcie przydało też brzmieniu wypowiedzi archaicznego klimatu czasów sięgających IV tysiąclecia p.n.e., kiedy to w Dolnej Mezopotamii, żyli Sumerowie, naród kulturą przerastający późniejsze cywilizacje wznoszone potem na jego gruzach.
Mrocznego klimatu przydawała też muzyka Jana Marka Kamińskiego. Kojarzyła się z hałasem jakby powodowanym przez miażdżenie przenikających się warstw różnorodnych, nakładanych na siebie pod ziemią przez miliony lat miejskich cywilizacji, skumulowanych teraz w jedną wołającą o przywrócenie do życia kamienną bryłę, wzmacniając w ten sposób wymowę całości. Dlatego świat, do którego powróciła Inanna razi wymowną ciszą.
Było też w spektaklu kilka interesująco zagranych ról. Mirosław Guzowski, Paweł Paczesny i Michał Surówka bardzo dobrze prowadzili niezłomne wobec obrazoburczych pomysłów Inanny i próśb Niny, postawy postaci Ojców. Mirosław Guzowski i Dagmara Mrowiec Matuszak jako Nina bardzo ciekawie prowadzili też narrację. Guzowski z punktu widzenia odwiecznego prawa rządzącego światem, spokojnie z umiarkowanym patosem, Matuszak, której postać związana była z Inanną wielką zażyłością i przyjaźnią, z nieco większą dozą emocji. W sumie swą grą zyskuje dla postaci ogrom sympatii widzów.
Nie do zapomnienia z pewnością kreację Ereszkigal stworzyła Małgorzata Witkowska. Jej postać jest tu absolutnym przeciwieństwem bliźniaczej siostry. Nie tylko w wymowie ale i w formie. Bo o ile obsadzona w roli Inanny Zenia Doliak recytując osobliwe poglądy swej bohaterki, trochę nadmiernie operując patosem, brzmi dość monotonnie, o tyle Witkowska wyposaża Ereszkigal w niezwykle różnorodny, choć subtelnie dawkowany zasób aktorskich środków. Gdy mówi o swym losie siostry zesłanej do krainy śmierci, na jej twarzy pojawia się wyraz goryczy, to znów, jakby z dystansu, w ciekawy sposób delikatnie ironicznym spojrzeniem opatruje naiwne żądania Inanny. W jednej ze scen o tragicznej wymowie nie płacze, ale groteskowo zbiera w chusteczkę jakby zbite w kamyki łzy. To genialnie zagrana rozpacz, kiedy nie aktor zalewa się łzami, ale widz przełyka je z wrażenia.