Kilka dni temu padł ostatni klaps na planie filmu "Wałęsa". Postać przywódcy Solidarności wielokrotnie budziła zainteresowanie artystów. Sprzeczności i paradoksy to przecież najlepsza pożywka dla sztuki - pisze w Tygodniku Powszechnym Paweł Sztarbowski.
Zauważyłem, jak zręcznie Wałęsa daje sobie radę z tym niesfornym zgromadzeniem. Kiedy tylko spór staje się nazbyt gwałtowny i słychać rozdrażnione głosy, przywołuje duchy Legionów Dąbrowskiego i intonuje "Jeszcze Polska...". Spór zamiera w chwili, kiedy wszyscy wstają. "Marsz, marsz, Dąbrowski, z ziemi włoskiej po Polski..." i w trakcie tej niezawodnej katharsis dach niemal unosi się w powietrze, a wszystkie niesnaski pierzchają. "Za twoim przewodem złączym się z narodem..." - śpiewają o Dąbrowskim czy o Wałęsie? Czysto polska magia. Wiadomo, że wielki magik przywołał ją świadomie, by nie rzec cynicznie. Jednak kiedy śpiewa, sam ulega przemianie. Nie jest już zadziornym, małym elektrykiem w niedopasowanych spodniach, sprytnym mówcą z wieloma ludzkimi słabościami, jego autorytet nie jest już oparty na umiejętności zastosowania kolokwializmu i ciętej riposty. Stoi teraz wyprostowany, z głową przechyloną do tyłu, jak drewniana figura spod