"Cabaret" Joego Masteroffa, Johna Kandera i Freda Ebba w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Krzysztof Mroziewicz w Studio Opinii.
Po filmie "Kabaret" (osiem Oscarów) wystawiać na scenie "Kabaret" to zadanie karkołomne, wręcz chyba niewykonalne. Jeśli już, to reżyserować albo lepiej albo inaczej. W Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy - wszelkie proporcje zachowawszy - zrobiono "Kabaret" tak samo, ale aktualniej. Film odtwarza panoramę Niemiec lat 30. z Berlinem multi-kulti, miastem przyjaznym bohemie z całego świata. Kabaret wykwitł i zwyrodniał właśnie tam. Paryż był dla bohemy za drogi, a w Berlinie miała się ona (podobnie jak dziś) świetnie. Kwitło nocne, ubogie życie. Wielcy muzycy zaczynali karierę w stolicy Niemiec. Czym dla pisarzy i malarzy był Paryż lat dwudziestych, tym dla muzyków stawał się Berlin. Dotarł tam jazz. Burdel wyrastał na burdelu, a bez burdelu i Żyda nie ma faszyzmu. Teatr Dramatyczny prezentuje mgłę pomysłów Brechta i Weilla z "Rozkwitu i upadku miasta Mahagonny", "Opery za trzy grosze" i przede wszystkim z "Kariery Artura Ui". Twórcy widowis