EN

27.10.2023, 17:10 Wersja do druku

Judyta w obliczu zagłady

„Judyta triumfująca” Antonia Vivaldiego w reż. Marii Sartovej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

fot. mat. teatru

Opera barokowa nie jest często obecna w naszych teatrach muzycznych. Faktycznie stale gości w repertuarze tylko w dwóch domach: Polskiej Operze Królewskiej i Warszawskiej Operze Kameralnej. Kiedyś można się pokusić o bilans ostatnich lat i ukazać blaski i cienie owej rywalizacji inscenizacji. Powodów owego deficytu utworów jest kilka. Zapewne należy mierzyć się z trudnościami wykonawczymi, ale również potencjalnych odbiorców jest niewielu. Choć napawa optymizmem, że dwa koncerty wybitnego kontratenora Jakuba Józefa Orlińskiego, w Filharmonii Narodowej, wyprzedały się w okamgnieniu. Nie pora decydować, ile w tym snobizmu, a ile rzeczywistej pasji publiczności, ale samo zjawisko jest godne zauważenia. W ogóle głos kobiecy w męskim wykonaniu przeżywa istny renesans. Talia artystów się powiększa, koncerty na świecie cieszą się wielką popularnością. A w tle zawsze pozostanie barok. Właśnie owe połączenie kunsztu wokalnego z muzyką epoki buduje niezapomniane wrażenia artystyczne. Ale mimo atrakcyjnej formuły koncertu to przestrzeń teatralna wydobywa z utworów więcej, ciekawiej, oryginalniej. A gdy za realizację zabierze się realizator wytrawny, słuchający dźwięków, rozumiejący scenę i przekaz, to wówczas powstaje widowisko zacne – interesujące i dojrzałe. Właśnie taką premierę przygotował zespół Warszawskiej Opery Kameralnej. Na afiszu Antonio Vivaldi i mniej znana w naszym kraju kompozycja Judyta triumfująca.

W oryginale rzecz osadzona w czasach Nabuchodonozora, który posyła wojsko pod wodzą Holofernesa, aby ukarało Judeę, która odmówiła finansowania wojny. Miasto Betulia broni się. Młoda wdowa Judyta wyrusza do obozu oprawców. Oczarowuje dowódcę, któremu w akcie desperacji ucina głowę. W ten sposób ratuje swoją wspólnotę. Kompozytor, wykorzystując formę oratoryjną, ukazuje rolę kobiety rozdartą między powinnością a zbrodnią. To z jednej strony przedstawienie determinacji w imię wspólnej sprawy, ale również pogwałcenie własnych zasad wiary, sprzeniewierzenie się boskiej prawdzie. Realizacji owego dzieła podjęła się Maria Sartova, niegdyś śpiewaczka, dziś wzięta reżyserka, której prace można oglądać w naszych instytucjach muzycznych. Inscenizatorka, podążając za literą libretta, zmienia przestrzeń zdarzeń. Nie ma odległej Judei, ale bliski świat zagłady z okresu drugiej wojny światowej. Przestrzeń małej sceny została zabudowana kolumnadą i lustrami weneckimi. Ów uniwersalizm skonstruowany przez Damiana Styrnę posiada dwa uzupełnienia na proscenium. To fragmenty lasu, zastygłe drzewa, które niosą tajemnicę jak niemi świadkowie zdarzeń. W konary wpleciony jest rower a także macewa. Drobne, symboliczne zaznaczenia świetnie definiuje pole wydarzeń. Dodatkowo uwertura wzbogacona jest sceną żydowskiego wesela, przemocowego ataku wojsk, mającego znamiona pogromu, które niweczy pokój a buduje wojnę. Co więcej, upodla ludzi, którzy zostają odarci z ubrań na rzecz jednakowych drelichów. Konstrukcja dwóch różnych światów – podbitych i podbijających jest jasnym ukazaniem upokorzonych i dekadentów. Akcja rozgrywa się w obozie Holofernesa i to świat dziczy, zwyrodnienia, patologii, wyuzdania i perwersji. Owe tło, wykorzystujące chór i tancerzy, mocno działa na wyobraźnię. Również przeniesienie akcji do czasów nam nieodległych to zabieg udany. Bowiem nie posiada znamion bezmyślnego osadzenia w określonym czasie, ale jest świadomą i dobrze przygotowaną konstrukcją adaptacji dzieła operowego. Główni protagoniści – wódz wojsk oraz młoda niewiasta – prezentują dwa kosmosy, światy. Sartova dobrze je nakreśla. Tym samym staje po stronie zdegradowanych, jasno usprawiedliwiając czyn Judyty jako powinność bożą w imię słusznej sprawy.

W owej operze ważną rolę odgrywają soliści. I choć jest to utwór kobiecy, to wygrywa jedyny w obsadzie partii głównych mężczyzna. Baryton Kamila Pękali jest mocny i dźwięczny, a postura demoniczna. Świetnie odtwarza najeźdźcę, ale także napalonego kochanka. Judyta Weroniki Rabek jest nieśmiała i wycofana, a głos ma niezwykle delikatny. Swoją pewnością i aktorskim kunsztem pokonuje ją jej służąca Abra – Joanna Radziszewska. Największe brawa należą się powiernikowi wodza Vagausowi – Sylwii Stępień. Na pierwszy rzut oka delikatna, ale o sile i barwie głosu ciekawej, a co więcej pewna i oddana sprawie niszczenia tego, co napotka. Równie udanie brzmiała wokaliza Jadwigi Postrożnej jako Oziasa – duchownego, utrzymującego lud w wierze, ale również w walce o słuszną sprawę. Jasnym punktem jest orkiestra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense pod kierunkiem Hugo Reyne, mistrza fletu i oboju, o polskich korzeniach. Pod jego batutą zespół muzyczny grał sprawnie, stając się idealnym partnerem dla wykonawców, ale również zniuansowanie interpretował dzieło mistrza baroku.

W tym świecie pozytywów pojawia się jednak zgrzyt. Występuje on ostatnio niezwykle często i można podkreślać go do znużenia – tło taneczne. Przygotowany dla nich układ przez Emila Wesołowskiego, delikatnie mówiąc to nieporozumienie. Zastanawiającym jest, że niegdysiejszy szef baletu Teatru Wielkiego w Warszawie, twórca wielu realizacji, przygotował tandetne i prymitywne przejścia, którym bliżej do wybryków w domu publicznym, ale nie jako wstawka w tejże operze. Jest to trywialne, puste, pozbawione sensu. Wręcz niesmaczne. Ale z owego drugiego planu wielkie brawa należą się Yaroslavowi Muravetsowi. To kilkunastoletni chłopiec, który świetnie odgrywa rolę. Całym sercem oddaje się scenicznej wizji, a widzowie wierzą w jego ból oddzielenia od matki, samotności z siostrą i szczęścia ponownego pojednania. Bowiem Sartova jest wielką admiratorką, że po burzy przychodzi pokój. Ostatni hymn jest zwiastunem radości. Ale może to płonna nadzieja, gdyż żyjemy w świecie wstrząsów i codziennych wojennych zbrodni.

Wieczór w Warszawskiej Operze Kameralnej to rzecz o poświęceniu, sile kobiet i wyzwoleniu. Koresponduje z tym, co wokół nas. Doskwiera i boli, gdy musimy dokonywać wyborów w imię wyższej sprawy. Judyta zwyciężyła, z nią lud Judei. Ale czy naprawdę potrzebne są wojny? Niech dźwięki Vivaldiego będą przestrogą i pacyfistycznym wezwaniem. Pokój i współdziałanie – to hasła na wieki.

Tytuł oryginalny

JUDYTA W OBLICZU ZAGŁADY – „JUDYTA TRIUMFUJĄCA” – WARSZAWSKA OPERA KAMERALNA

Źródło:

Kulturalny Cham
Link do źródła