EN

12.08.2022, 22:47 Wersja do druku

Jerzy Trela – poszukujący prawdy… (17 marca 1942 – 15 maja 2022)

W obliczu Jego – jak zawsze, gdy umiera twórca wybitny – przedwczesnego odejścia, znawcy i badacze po wielekroć i jak najsłuszniej przypominali, że drogę Treli na wyżyny sztuki teatru wytyczyły role dwóch Konradów, w przełomowych – dla pełnego rozumienia artystyczno–ideowego posłania polskiej klasyki – inscenizacjach Konrada Swinarskiego w krakowskim Starym Teatrze: Mickiewiczowskich Dziadach (1973) i Wyzwoleniu Wyspiańskiego (1974).

Jerzy Trela w roli Konrada w Dziadach, reż. Konrad Swinarski, Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, prem. 18 lutego 1973. Fot. Wojciech Plewiński.

Wdzięczni mu dozgonnie współpracownicy z krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych, upewniali, że jak Jego podobizna zawisła na zawsze na ścianie rektorskiego gabinetu, tak duch twórcy i nauczyciela na trwałe pozostanie w uczelni, której – w ciągu sześciu lat pełnienia posługi rektora, w bardzo trudnym dla Polski czasie drugiej połowy lat 80. – zapewniał artystyczny i instytucjonalny rozwój.

Nie mogę w milczeniu przeżyć odejścia Treli, bo poznaliśmy się – oczywiście, za sprawą teatru – w młodzieńczych latach i nigdy przyjacielska bliskość nie została zachwiana. Nie potrafię – z drugiej strony – wpisać się w chór powtarzających znane fakty żałobników. Kreślę po prostu kilkanaście zdań wydobytych z własnej pamięci – po to, by w samej tylko mojej pamięci nie pozostały.

Gdy czytać życiorys Treli, nie sposób powstrzymać się od myśli, że odniósł nieoczekiwany, zaskakująco szybki sukces. Już 4 lata po ukończeniu szkoły teatralnej była główna rola w Dziadach,a rok później w Wyzwoleniu. Ten sukces – wejście młodego aktora do teatralnej elity już w kilka lat po dyplomie, nie wziął się ani z zawodowego szczęścia, ani z życiowego przypadku. To trzeba zapamiętać – najpierw był studencki teatr. Był o kilka lat wcześniej, niż uznani, wybitni reżyserzy Starego Teatru – Jerzy Jarocki i Konrad Swinarski poczęli nadawać pełny kształt scenicznej sztuce Treli.

Początki wielkiego aktorstwa Treli, to właśnie studencki Teatr STU w Krakowie, do którego zresztą – pod koniec życia – niespodziewanie powrócił. STU w drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku był grupą zwariowanych studentów PWST i innych uczelni, którzy postanowili przeciwstawić się zasadom „oficjalnej edukacji”, świetnych skądinąd krakowskich szkół artystycznych. Trela znalazł się w niej nieprzypadkowo, on był aktorem „gotowym”, podobnie jak Wojciech Pszoniak, Olgierd Łukaszewicz czy przewodzący, grupie duet Krzysztof Jasiński i Jan Łukowski. W inscenizacjach Łukowskiego – zginął tragicznie w 1970 roku – w Pamiętniku wariata i w Kobiecie – Demonie, objawił się Trela jako zapowiedź nowego typu aktorstwa.

„Teatr STU zaistniał nie dlatego, iż mieliśmy wszyscy razem i każdy z osobna ochotę <zabawić się w teatr> , ale głównie (...) dlatego, iż pragnęliśmy podzielić się problemami, które nas intrygowały Stąd nasza przemożna chęć psychicznej introspekcji, zainteresowanie dla stanów psychicznych człowieka, dążenie do drobiazgowej autoanalizy, konieczność „otwarcia się”... przełamanie wstydu, możliwie jak najdalej posunięta chęć ujawnienia prawdy” – mówił Trela w wywiadzie, który z nim przeprowadziłem w połowie lat 70.

Także w Teatrze STU znalazł zapowiedź i pierwszą wyraźność drugi bardzo ważny, a chyba zbyt mało zauważany, rys jego aktorstwa. Trzeba odwołać się do scenicznych dokonań, ale szerzej, niż tylko w recenzenckim obejrzeniu w jednej sztuce. W STU miał Trela pierwszą kreację w Gogolowskim Pamiętniku wariata. To było zapowiedzią odkryć – poczynionych wraz Konradem Swinarskim – psychicznych meandrów tragicznej schizofrenii polskich bohaterów narodowych dramatów. Trela w kabaretowej adaptacji opowieści erotycznych Leopolda von Sacher – Masocha Kobieta–Demon(1968) odkrył w roli Starego Grabarza swoją drugą twarz – polskiego Bustera Keatona. Nic więc dziwnego, że niezawodny zmysł reżyserski kazał Jerzemu Jarockiemu w Starym Teatrze, z wielkim sukcesem obsadzić Trelę i w dramatach Witkacego (Czeladnik w Szewcach – 1971), i w komediach Sławomira Mrożka (Anatol w Portrecie – 1988), i w sztukach Witolda Gombrowicza (Ojciec w Ślubie – 1991), a Jerzy Markuszewski nie zawahał się zaproponować Treli postaci filozofującego robola – Bimbra w Rozmowach przy wycinaniu lasu Stanisława Tyma ( 1971).

Pamiętnik wariata w reż. Jana Łukowskiego, Studencki Teatr STU 1966 rok.

Powtórzę, aby silnie podkreślić – od czasu debiutu na studenckiej scenie (1966) budowana była i praktykowana ta wszechstronność, która później pozwalała mu na jednoczesne kreacje zarówno w repertuarze klasycznym, jak i w sztukach współczesnych, zarówno w dramacie, jak i w komedii. 

Był też Trela – przynajmniej wspomnieć o tym należy – świetnym reżyserem–pedagogiem, przygotowującym szkolne spektakle dyplomowe w krakowskiej uczelni. Mam w pamięci jego adaptację Gogolowskiego Płaszcza (1984). Tu ujawniły się możliwości inscenizatorskie Treli – niezwykła była scena finałowej stychomytii, w której majaki umierającego bohatera stają się upersonifikowanymi wyrzutami sumienia jego oprawcy–zwierzchnika. Przede wszystkim jednak była w tej robocie pamięć, że pedagog to ten, kto stwarza swoim wychowankom szansę prezentacji aktorskich talentów.

I jeszcze jedno przypomnienie: Trela znakomicie czuł i kochał poezję, słowo. A przede wszystkim znakomicie ją rozumiał. Dowodem była jego wiodąca rola w obdarowanym nagrodami Festiwalu Małych Form w Szczecinie w roku 1979 poetycko–publicystycznym widowisku o Norwidowskim tytule Przeszłość to dziś tylko cokolwiek dalej, granym potem przez cały teatralny sezon na Scenie Forum Starego Teatru, jako Głosy przeszłości. Juliusz Kydryński nazwał ten spektakl – zrodzony na teatralnym offie, a święcący sukcesy także w środowisku polskiej emigracji nad Tamizą (londyńskie tournee w grudniu 78) – Krótką , wieczorną rodaków rozmową. Znakomity historyk literatury, krytyk i eseista Jan Błoński – ówczesny kierownik literacki Starego Teatru w Krakowie – taką refleksją obdarzał to poetycko–publicystyczne teatralne przedsięwzięcie nieformalnej grupy artystycznych przyjaciół – czwórki aktorów: obok Treli, Elżbieta Karkoszka, Jerzy Fedorowicz i Leszek Piskorz, muzyków Janusza Butryma i Stanisława Radwana, scenografki Elżbiety Krywszy i piszącego te słowa reżysera – scenarzysty:

„Jakąż osobliwą ojczyznę rysuje ta zwrócona w przeszłość literatura! Jakby te wszystkie literackie skłonności podsumować? (...) Przypominają o bogactwie dopływów, które składały się na kulturalną jedność.(...) Mówią o wartościach, które współczesność spycha albo lekceważy (...) Kiedy milkną historycy, których szkiełko i oko – porażone bliskością przedmiotu – przestaje cokolwiek odbijać, na takie pytania odpowiadać już może tylko sztuka.”

To ostatnie zdanie Błońskiego bardzo dobrze charakteryzuje egzystencjalno–artystyczny drogowskaz Jerzego Treli, który poszukiwań życiowej prawdy o Polsce i Polakach nigdy – od czasu wejścia w teatr – nie zaprzestał.


Krzysztof Miklaszewski jest autorem pierwszej monografii aktora Twarze Teatru: Jerzy Trela,. KAW 1986, a także telewizyjnych programów o mistrzu sceny – w cyklach Twarze Teatru (1974) i Twarze Teatru po latach (2005).

Źródło:

Scena nr 1-2 (109/110) 2022