EN

18.10.2021, 10:37 Wersja do druku

Jedyny taki kwartet nad Wisłą

“Kwartet” Ronalda Harwooda w reż. Wojciecha Adamczyka w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Bartek Warzecha

„Kwartet” Ronalda Harwooda w reżyserii Wojciecha Adamczyka zapisze się w historii warszawskiego Teatru Ateneum. Jego premiera 3 października 2020 roku zainaugurowała działalność czwartej sceny tej szacownej placówki. Scena 20 mieści się w budynku Związku Nauczycielstwa Polskiego przy Wybrzeżu Kościuszkowskim 35, rzut beretem od stałej siedziby teatru imienia Stefana Jaracza.

Sztuka Ronalda Harwooda, zdobywcy Oscara za scenariusz adaptowany do „Pianisty” Romana Polańskiego, powstała w 1999 roku. Jej bohaterami są pensjonariusze domu spokojnej starości dla śpiewaków operowych, którzy świetlaną przeszłość mają już za sobą, a ceną za dawne sukcesy wydaje się samotność. Jest wśród nich Cecily Robson, najbardziej pogodzona z losem artystka, zadowolona ze swojej kariery i życia, zawsze gotowa, by podjąć nowe wyzwania. Jedynym jej problemem są początki demencji powodujące, iż kobieta wciąż zapomina, co miała zrobić, co powiedzieć lub gdzie coś położyła. Cecily jest ulubionym obiektem zaczepek Wilfreda Bonda, erotomana – gawędziarza, któremu wszystko kojarzy się jednoznacznie i tylko z jednym. Jest też najstateczniejszy w tej trójce, Reginald Paget, kolekcjoner aforyzmów o sztuce, wciąż pochłonięty nie tylko czytaniem artykułów i książek, ale również takowe tworzący. Ich życie toczy się w miarę spokojnie, jest okraszone wspominkami, nieszkodliwymi ploteczkami, wzajemnymi uszczypliwościami i dobrotliwym dogadywaniem. Do momentu, gdy do tego „ekskluzywnego klubu”, jak sami mówią placówce, w której się znajdują, przybywa kolejna pensjonariuszka. Jean Horton swoją wielką karierę przerwała równie nagle i niespodziewanie, jak małżeństwo z… Reginaldem. Powoduje to oburzenie jej byłego męża, gdyż przyjęcie  żony do domu spokojnej starości odbyło się bez jego zgody i wiedzy. Wkrótce okazuje się, że Jean została tu zakwaterowana „na koszt dobroczynności”, na dodatek z własnej winy. To jednak nie przeszkadza zachowywać się jej wyniośle w stosunku do pozostałych, w imię przekonania, iż wciąż jest znana i poważana w świecie muzyki. Ona też najsilniej przeciwstawia się pomysłowi dyrekcji przytułku, by w rocznicę urodzin Verdiego cała czwórka wykonała swój popisowy numer sprzed lat – kwartet z IV aktu „Rigoletta”, tym bardziej, że ukazała się właśnie płyta z ich archiwalnym nagraniem. Horton przekonuje kolegów, iż będą brzmieć jak „komary chore na bronchit”. Ostatecznie zadziała magia dawnych kostiumów scenicznych zamkniętych przez długi czas w kufrze.

Wielkich śpiewaków grają w Teatrze Ateneum wybitni aktorzy tej sceny. Magdalena Zawadzka jako rozbrajająca, nieco naiwna i dobroduszna, choć niepozbawiona pazura Cecilly wydaje się być do tej roli stworzona. Potrafi wywołać śmiech, ale i wzbudzić empatię dla swojej bohaterki, tym bardziej że tylko kariera była jasnym elementem jej życia. Marzena Trybała bardzo oszczędnymi środkami pokazuje dramat swojej postaci, osoby świadomej własnej wartości, ale i popełnionych błędów, kobiety, która za wszelką cenę pragnie obronić resztek godności. Prawdę o Wilfredzie, ukrytą pod maską uwodziciela, Krzysztof Tyniec pokazuje z niezwykłym wyczuciem i równomiernym rozłożeniem akcentów komediowych i dramatycznych. Natomiast Krzysztof Gosztyła jako Reggie genialnie gra pauzą, milczeniem, nawet wtedy gdy „tylko” patrzy poza scenę czuć emocje, jakie kotłują się w jego postaci. Wszyscy oni tworzą wyjątkowy aktorski kwartet sprawiający, że przedstawienie grane jest przy kompletach na widowni i pewnie grane będzie jeszcze długo. Być może powtórzy sukces „Kolacji dla głupca”, również wyreżyserowanej przez Adamczyka, a granej w Ateneum już od dwóch dekad. Osobiście na miejscu reżysera dokonałbym w tekście Harwooda większych skrótów, by przedstawienie, zwłaszcza w drugiej części, było mniej przegadane i nie traciło dobrego tempa z części przed przerwą (spokojnie można by też zrezygnować z jednego lub dwóch występów aktorki pantomimicznej).

Ale aktorstwo to nie jedyny, choć największy, atut tego spektaklu. Jego klimat tworzy znakomita, z wielką dbałością o szczegóły zaprojektowana przez Marcelinę Początek – Kunikowską scenografia oraz kostiumy Anny Englert.

Tytuł oryginalny

Jedyny taki kwartet nad Wisłą

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła