- Innego niz bronowicka chałupa domu nie mamy i nie będziemy mieć. Trzeba nam się w nim ułożyć - mówi Jan Klata, dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie, w rozmowie z Dorotą Wodecką w Gazecie Wyborczej.
Dorota Wodecka: Gdzie są kwiaty? Masę ich było wczoraj pod teatrem. Jan Klata: Wieńce i kwiaty mają to do siebie, że bardzo szybko znikają, zwłaszcza te "w sprawie". W Moskwie też widziałem, jak kwiaty z ulicy znikają tajemniczo. Był pan wczoraj szczęśliwy? - Byłem szczęśliwy, kiedy trzymałem za rękę panią Elżbietę Karkoszkę, która grała w inscenizacji "Wesela" Wajdy z 1963 roku, i widziałem wśród mrowia ludzi moje córki. Jadwinia strasznie ryczała, Janeczka była twarda, a Marysia patrzyła w górę i nie wiedziała, którą z tych dwóch opcji wybrać. Aktorzy też płakali. I niektórzy widzowie. Ale to chyba lokalsi, a nie inteligencja, która przybyła do Krakowa pociągiem z Warszawy. - Lokalsi, jak pani spieściła krakowską inteligencję, mówią mi na ulicy, żeby się nie dać pozamiatać po cichu, i pytają, kiedy dodatkowe spektakle "Wesela". Niewątpliwie obecność inteligencji, krakowskiej i ogólnopolskiej, była pięknym geste