- Na naszej widowni spotyka się ludzi z ośrodków pomocy społecznej, krakowską profesurę, elity finansowe, ale też byłych narkomanów z MONAR-u - mówi Jan Klata, dyrektor Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.
Maria Mazurek: Dwa lata temu nazwał pan Stary Teatr "zabagnioną instytucją". Już ją pan "odbagnił"? Jan Klata: Mnóstwo rzeczy się zmieniło od początku 2013. To jest na pewno zupełnie inny teatr, w każdym aspekcie. I mam głębokie wrażenie, że są to zmiany na lepsze. A jeśli ktoś z zewnątrz chce wyrobić sobie własne zdanie, nie ma lepszego sposobu niż się wieczorem pofatygować do Starego Teatru i wyrobić sobie opinię. Własną. Ze związkami nie ma już pan konfliktu? - Jakiego konfliktu? Już w listopadzie 2015 Komisja Zakładowa NSZZ "Solidarność" na piśmie zaapelowała do ministra Glińskiego o niepodejmowanie pochopnych decyzji w sprawie zmiany dyrektora. Przestrzegamy zasad układu zbiorowego, współpracujemy wzorowo, pracownicy dostają podwyżki, przy idealnym trzymaniu się dyscypliny budżetowej. Zanim do tego doszło, wymienił pan część ekipy. Odeszli choćby Anna Polony i Jerzy Trela. - Grali w "Chłopcach", przeszli grać do Teatru