Nasze teatry operowe zaczynają dostrzegać zalety współpracy z zagranicą, choć nie zawsze potrafią to wykorzystać. Polscy dyrektorzy dopiero uczą się reguł współpracy - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Na świecie koprodukcje stały się normą, nawet między teatrami operowymi z miast odległych od siebie o tysiące kilometrów jak Nowy Jork i Petersburg. W sztuce kosztownej i wymagającej coraz hojniejszych sponsorów są niezbędne. W Polsce na premierę trzeba wyłożyć od 300 tys. w przypadku skromnego przedstawienia, do 2 mln zł, gdy w grę wchodzi duże widowisko plenerowe. Na Zachodzie te sumy bywają kilkakrotnie wyższe. - Dzięki koprodukcjom koszt przygotowania nowego spektaklu można obniżyć o 30 procent, a honoraria zaproszonych gwiazd nawet o połowę - ocenia Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu. Objazdowe premiery. Do tej pory częstszy był u nas inny rodzaj współpracy. Zagraniczne agencje - głównie z Niemiec i Holandii - zamawiały inscenizacje, wskazując realizatorów, a gotowy produkt eksploatowały podczas objazdowego tournée. Żądały przedstawienia łatwego do przewiezienia, efekt artystyczny był mniej ważny. - Zdecydowanie bron