„Życie na wypadek wojny” Leny Laguszonkowej w reż. Uli Kijak, koprodukcja Teatru im. Horzycy w Toruniu i Teatru Polskiego w Bydgoszczy na 21. Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Reszka w „Expressie Bydgoskim".
Oświecenie na teatralnym Festiwalu Prapremier 2022 rozpoczęło się od... próby wyjścia ze średniowiecza. Udała się ona sześciu aktorkom z Ukrainy.
„Oświecenie" to hasło tegorocznej edycji festiwalu. W piątek otworzył go spektakl wprawdzie przygotowany w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, lecz trudno byłoby określić go spektaklem gospodarzy.
Gospodarze byli gościnni. Zaprosili do stałej współpracy dwie rezydentki z Ukrainy - aktorkę Zhenię Doliak i dramatopisarkę Lenę Laguszonkową. Tę pierwszą bydgoscy widzowie wielokrotnie mieli już okazję zobaczyć na scenie. Zhenia Doliak gra bowiem w pierwszej premierze bydgoskiego teatru w tym sezonie - „Ameryce".
Lena Laguszonkową natomiast w piątek pierwszy raz miała okazję zaprezentować swe umiejętności polskiej publiczności. Jest bowiem autorką tekstu do „Życia na wypadek wojny". Zaskakującego pomysłowością tekstu - trzeba od razu dodać - inspirowanego zapiskami, które Laguszonkową odnalazła i zebrała w ukraińskim Internecie czasów wojny.
Barbarzyńska, iście średniowieczna wojna w oczach kobiet, często matek, to inna wojna niż wojna w oczach walczących na niej mężczyzn. Na jednej i drugiej wojnie trzeba jednak nauczyć się nie tylko wygrywać. Przede wszystkim trzeba nauczyć się przetrwać. A można przecież nie przetrwać wojny, nawet wychodząc z niej żywym. Żywym, lecz psychicznie śmiertelnie poranionym. I starania o takie przetrwanie, przede wszystkim w zdrowiu psychicznym, pokazuje spektakl wyreżyserowany przez młodą polską reżyserkę, Ulę Kijak.
Na scenie widzimy sześć Ukrainek, prywatnie, tak jak Zhenia Doliak, są to uchodźczy-nie, które zamieszkały na Kujawach i Pomorzu. Widzowie zajmują miejsca przy dźwiękach syren alarmowych. Nim działania sceniczne rozwiną się na dobre, aktorki i publiczność na dobry kwadrans sparaliżuje kolejny, wibrujący w uszach dźwięk. To wizg spadających rakiet i bomb. Bo wojna z perspektywy cywila to przede wszystkim trwożne czekanie: trafi czy nie trafi, zabij e czy nie zabije? Kiedy jednak alarmy zdarzają się regularnie, czasem kilka razy dziennie, to złe myśli trzeba przegonić innymi myślami, mniej toksycznymi niż myśli o śmierci. Każda z nas, każdy z nas odgania strach w inny sposób.
Alarm lotniczy zastępują kolejne alarmy - łącznie z zagrożeniem atakiem jądrowym. Aktorki prezentują wzorowe zachowania głosem i gestami przypominającymi pokładowy teatrzyk stewardes przez lotem.
Podczas gdy pięć kobiet opowiada i pokazuje, jak radzić sobie z kolejnymi zagrożeniami, w tym specyficznie kobiecymi, jak zagrożenie gwałtem, szósta na gorąco rysuje te zagrożenia i wycina z papieru. Rysunki i wycinanki widz podziwia dzięki projekcji wideo na ścianę w tyle sceny.
Sporo ciekawych pomysłów inscenizacyjnych udało się zawrzeć w tym patchworkowym przedstawieniu.
Współczującej polskiej widowni Ukrainki zafundowały jednak w finale chwilę nieprzyjemnego otrzeźwienia. Zagrożenie nalotami mija. Na scenie aktorki zdzierają taśmy izolacyjne z okiem, chroniące szyby przed rozbiciem. Ze sceny w stronę widowni pada pytanie: - A jak wy usuniecie swoją taśmę z okna?