"Proces" wg Franza Kafki w reż. Konrada Dworakowskiego w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej. Pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Jeśli plakat teatralny winien być przedsmakiem spektaklu, to ten do bielskiego „Procesu” mówi nam wszystko. W labiryncie drewnianych ścian i kontrastującego z nimi przedzierającego się różu ustawiono człowieka. Odgrodzonego, ściśniętego, pozbawionego pola manewru, kroku najmniejszego, jak i kontaktu z drugim człowiekiem. Możliwości spojrzenia mu w twarz. Za każdą ze ścian bliżej nieokreślony osobnik, nowy wątek, nowa instancja, instytucja, nowa sytuacja, która bierze go w życiowy potrzask. Wyciemnione, rozmyte tło wskazuje na nieskończoność czyhających na niego podobnych konfrontacji.
W Teatrze Lalek „Banialuka” czeka na nas jeden do jednego rzeczywistość przeniesiona z plakatu. Na Scenie na Piętrze króluje intensywny róż zestawiony z drewnem. Cel znajduje się pośrodku. Żywy a jednak martwy. We własnym łóżku, z otwartymi oczami wyczekuje czegoś, czego się nie spodziewał a nadejść musiało. Wpełza to w jego przestrzeń, wychodzi spod łóżka, dostaje się przez okno, zagarniając dla siebie nie tylko miejsce rozumiane jako przestrzeń do życia, zmaterializowane w meblach, ubraniach i innych drobiazgach, ale także zabierając sobą i koncentrując na sobie wszystkie myśli i czyny Józefa K. (Włodzimierz Pohl).
Spokój K. został zakłócony, on sam aresztowany i zmuszony dostosować się do nowego położenia. A to z każdą chwilą dosłownie i w przenośni kurczy się, zubaża. To bliżej nieokreślone „coś”, co nadeszło za sprawą bliżej nieokreślonego „kogoś”, uruchamia teatralną machinę, która do samego finału nie ustanie na dłużej niż chwilę. Właśnie gra przestrzenią, nieustannie będącą w ruchu, zdaje się być kluczem ułatwiającym widzom interpretację tego nie najłatwiejszego dzieła Franza Kafki. I choć dosłowności w realizacji Konrada Dworakowskiego (reżyseria i scenografia) wiele, podobnie jak jawnych „potykaczy” i podpowiadaczy, o co może chodzić, nie traci ona swej siły. Pozornie nieco „szkolna”, zyskuje na oryginalności za sprawą przemyślanej w każdym szczególe i bogatej w owe szczegóły koncepcji.
Inscenizacji dopełnia wspaniała, niespokojna i tęskna muzyka Piotra Klimka. Bohaterowie towarzyszący oskarżonemu ciągle coś wnoszą, wynoszą. Wszystko jest zmienne, ruchome, pozorne i prowizoryczne. Ich twarze białe, przerysowane, oderwane kontrastują z tą „normalną” Józefa K. Panuje wszechobecny ścisk. Przestrzeń tworzona na naszych oczach niezwykle sprzyja spektaklowi. Z pomocą aktorów w każdej scenie otrzymujemy niemalże inny jej układ. Proste kombinacje drewnianych sklejek tworzą widowiskowe rozwiązania. Labirynty, mieszkania, pokoje, sala sądową, wnętrze kościoła. Minimum materii wypełnia maksimum znaczeń. Błąkanie się bohatera pomiędzy regałami pełnymi zalegających teczek z aktami, utrwalone za pomocą kamery i wyświetlane na jednej ze ścian, w zbliżeniu unaocznia jego dramat i beznadziejność sytuacji. Obserwujemy walkę jednostki, która póki co jeszcze zachowuje twarz. Józef K. jest waleczny, pomysłowy i przebiegły. Niestety, w starciu z tymi siłami nie ma szans. Jest niczym marionetka, pchany przez bliżej nieokreślone moce i skazany na porażkę.
Proste acz widowiskowe rozwiązania inscenizacyjne wystarczają, by oddać ciężar znaczeniowy „Procesu”. Przybliżają rzeczywisty świat i umiejscawiają akcję pośród codziennych rytuałów (wieszanie „prania” – podobizn Józefa). To nie jest historia o wymyślonym Panu K. Tym K. może być każdy z nas. Każdy z nas może znaleźć się w jego położeniu, niegodnym pozazdroszczenia. Pozycję, na którą jesteśmy skazani i w której skończymy życie reżyser ogrywa za pomocą lalki-everymana. Na kolanach. Zostanie szkielet tylko, człowiek ogołocony ze wszystkiego, nieprzypominający siebie i jednocześnie będący jak każdy inny. Ten przed nim i ten po nim. Wizerunek Józefa stojącego pod ścianą, w chrystusowym geście rozłożonych rąk, ustawionego jak do zdjęcia z kartotek policyjnych, obrysowany niczym ludzkie zwłoki, jest tego najlepszym dowodem. Bo mamy do czynienia ze światem, w którym jeśli ktoś jest wynajęty do bicia – to bije. Światem, w którym ktoś kiedyś był czyjąś chlubą a stąd już bardzo niedaleko do bycia czyjąś hańbą. Miejscem, w którym każda władza (ta świecka, kościelna, sądownicza) i mechanizm uzależnienia jednostki od niej, są takie same. Tak samo złe i przerażające. Mogące zniszczyć człowieka. I tego jesteśmy świadkami patrząc na bohatera Kafki. Człowieka u kresu.
Świetnie zagrał go Pohl. Nie przerysowując i nie operując skrajnościami przeszedł drogę do wizerunku zaszczutej i splugawionej jednostki. Przeoranej, przeczołganej, upodlonej. By na końcu usłyszeć, że „sąd od ciebie niczego nie chce”. Nim po nas ktoś przyjdzie, zastanówmy się, od czego i jakiego uwolnienia sami pragniemy.
Franz Kafka
„Proces”
tłumaczenie: Bruno Schultz
adaptacja: Martyna Lechman
reżyseria, scenografia: Konrad Dworakowski
Teatr Lalek „Banialuka” w Bielsku-Białej; premiera: 18 listopada 2021
występują: Dominika Kaczmarek, Lucyna Sypniewska, Władysław Aniszewski, Adam Milewski, Włodzimierz Pohl, Piotr Tomaszewski
Sławomir Szczurek – filolog polski, absolwent Laboratorium Pedagogiki Teatru, od 2016 roku związany z Nową Siłą Krytyczną.