EN

31.01.2024, 09:44 Wersja do druku

Jajka sadzone na twardo w klubo-księgarni Parnas

„Biznes od kuchni” Diany Karamon w reż. autorki w Teatrze XL w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Rafał Meszka

W warszawskiej klubokawiarni po drugiej stronie Wisły (obecnie modnej, prawobrzeżnej lokalizacji, a jednak niezbyt obleganej przez tłumy, zwłaszcza w zaułkach i miejscach oddalonych od głównych traktów), młodzi ludzie próbują spełniać marzenia. Dyrektor artystyczna i programowa Teatru XL Diana Karamon dzielnie im sekunduje, powołując fikcyjnych bohaterów do życia i pisząc o nich. Autorka tekstów do spektakli i realizatorka wie o czym chce widzom opowiedzieć, ponieważ – jak przyznaje w krótkiej wypowiedzi – zna uroki gospodarowania „na swoim”, złudne zalety prowadzenia prywatnej gastronomii, gdzie zamierzenia trzeba konfrontować z szarą, finansową (i nie tylko), twardą rzeczywistością. To nie pierwsze przedstawienie, w którym Diana Karamon oraz pozostali twórcy nacisk kładą na relację pomiędzy aktorem a widzem i zapraszają do teatru żywego, który ma ambicję „językiem sztuki mówić o otaczającej rzeczywistości”. Prowokujące do refleksji, do odpowiedzi i do pytań krytyczne spojrzenie na otaczający świat, łagodzą i ubarwiają humorem. Tytuł spektaklu wielce obiecujący: „Biznes od kuchni”. Ma być dużo, kolorowo i obficie. Czy z sukcesem? Oto jest pytanie! Przyglądam się spektaklowi „od kuchni”, oczekując potraw najwyższej jakości.

Przygoda z „biznesem” zaczyna się nietypowo, od szklanej literatki z mocnym trunkiem, na którą zaprasza gości i rodzinę pana młodego i pani młodej uprzejmy kelner. Zanim zasiądziemy na widowni, w miłej kawiarnio – księgarni „Tu mi wolno” (jak najbardziej prawdziwej!), udającej tym razem salę weselną poznamy aktorów – pana młodego i pannę młodą (jej nakrycie głowy przywodzi na myśl Pannę Młodą z „Wesela” Wyspiańskiego) oraz pozostałych bohaterów. Po pierwszym tańcu – piękne tango Ewy i Romana – pełen animuszu wodzirej zadaje mnóstwo pytań, a wszyscy zgromadzeni zapraszani są do beztroskiej zabawy. Ale ślub i wesele się kończą, nadciąga szara codzienność, a zderzenie z nią bywa bolesne. Mimo to młodzi z ochotą próbują realizować swoje marzenia. Roman inwestuje otrzymane od surowego, choć kochającego ojca pieniądze w otwarcie kawiarnio-księgarni. Taka Book House Cafe na Pradze, tylko lokalizacja inna. Wiadomo, sam zapał czy wiara nie wystarczą, by biznes dziennikarza z konieczności i poety z zamiłowania oraz dyplomowanej farmaceutki stał się pewnym źródłem utrzymania. Zaczynają się kłopoty, coraz częstsze utarczki, a miłość łącząca głównych bohaterów musi przejść przez kryzysy, góry i doliny. Z upływem czasu jest ich coraz więcej. Co się stanie ze związkiem Ewy i Romana?

Pani reżyser serwuje widzowi mieszankę stylów, scen utrzymanych w formie kabaretu, farsy, komedii, momentami tragedii. Dużo interakcji z widzem, przebieranki, dialog i trochę scen zatrzymanych w kadrze, komentowanych bywa piosenką. W ten sposób stara się przybliżyć groteskowe, słodko-gorzkie oblicze takich ambitnych, artystycznych przedsięwzięć. Diana Karamon trochę kpi, częściej parodiuje. Wdziera się chaos, inscenizacyjna niejednolitość. Zabrakło konceptu? Potęguje się we mnie wrażenie pseudoartystycznej gonitwy. Ostatecznie nie wiadomo – śmieszno czy straszno? W pół kroku między tragedią, smutkiem a beztroskim śmiechem. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby pojawiła się zdecydowana myśl przewodnia. Po prostu w spektaklu brak czegoś, co mogłoby nadać mu ciekawszy rys – tekst jest zbyt schematyczny, wydarzenia nie zaskakują i ciągną się zbyt długo. Choć przyznaję, czasem zalśni perełką, pomysłem nadającym charakter postaci, iskrą w dialogu, w piosence. Ot, choćby sąsiad, który przychodzi na śniadanko, przerywając rozmowę Romana z ojcem. Albo sceny z muzą o poczerniałych zębach – poetyckie, tragiczno-romantyczne, z powiewem gotyku, nawet walki wewnętrznej. Szkoda, że tak mało. Pręgierz niewybrednej satyry też bywa celny – i sprawiedliwie dzieli ciosy.

Przyglądam się aktorom i czekam na ten literacki błysk. Jest! Główni bohaterowie są wiarygodni, mimo wielu niedopowiedzeń i wad. Gorzej z innymi bohaterami (nie przekonuje mnie przyjaciel Romana). Talent aktorski prezentowany przez Julię Bochenek, Tomasza Ostacha, Miłosza Broniszewskiego i Macieja Adama Łabaza rekompensuje jednak liczne niedostatki scenariusza. Z ferworem, energią, wyczuciem wcielają się w kolejne postaci. Czasem z potknięciem, z mniejszym wyczuciem, ale to raczej wina tekstu, bowiem technika aktorska, którą prezentują występujący jest bardzo dobra.

Całość przedstawienia ubarwia wpadająca w ucho muzyka autorstwa Basi Giewont i Korneliusza Flisiaka. Ruch sceniczny intryguje dzięki choreografii Amandy Nabiałczyk, a reżyseria świateł Romana Woźniaka pomaga budować klimat kameralnego przedstawienia. Kostiumy projektu Sebastiana Szaraty nie zawsze pasują do pozostałych elementów, jednak mogą się podobać, wnieść nowe treści.

Jest potencjał – przecież „Biznes od kuchni” to nie ostatnie słowo aktorów i grupy realizatorów. Z pewnością mile zadziwią jeszcze publiczność, dlatego z nadzieją czekam na kolejne spektakle.

Tytuł oryginalny

Jajka sadzone na twardo w klubo-księgarni Parnas

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

30.01.2024