„Matka” Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Hanna Gęba z Nowej Siły Krytycznej.
„Matka” Stanisława Ignacego Witkiewicza wyreżyserowana w warszawskim Teatrze Ateneum przez Annę Augustynowicz to historia o wampirycznej relacji między rodzicem a dzieckiem. Poprzez surrealistyczną warstwę wizualną twórcy próbują uczynić spektakl przeżyciem bliskim wyobrażeniom Witkacowskiej „czystej formy”, wprawić widza w stan podobny do snu. Ten sen (a może tylko trans) jest całkowicie fatalistyczny, ale niezupełnie absurdalny. Chociaż postaci Witkacego są groteskowe, w sztuce odnajdziemy emocje i sytuacje znane z codziennego życia, czasem tylko pieczołowicie wypierane.
W oniryczny klimat „Matki” wprowadza publiczność niepokojąca wersja kołysanki „Kotki dwa”, bardziej mechanicznie recytowana, niż śpiewana. Na ekranie z tyłu sceny widać szare maszerujące donikąd sylwetki. Na scenie siada Agata Kulesza grająca Janinę Węgorzewską (matkę). Długie włosy opadają na zgarbione plecy, w oczach widać zrezygnowanie i skrajne zmęczenie. Jak sugerował Witkacy w didaskaliach, wszystko, co widzimy, jest czarno-szaro-białe. Akcent kolorystyczny pada dopiero wraz z pojawieniem się Leona, syna Janiny (w tej roli znakomity Adam Cywka), który kurczowo trzyma w rękach czerwoną piłkę, zapewne symbol zdziecinnienia. Leon nie pracuje, żeruje na matce, jest wizjonerem, wierzy w „idee”. Janina utrzymuje podupadający dom (na projekcji widzimy wnętrze zniszczonego pałacu z kryształowym żyrandolem i latającymi wokół krukami), wykonując robótki ręcznye. Kobieta wspomina dawne czasy, kiedy jeszcze jakiekolwiek znaczenie miało to, że jest baronówną von Obrock przez „ck”.
Doświadczenie macierzyństwa Janina wyraża w słowach całkowicie sprzecznych – raz żałuje, że w ogóle wydała Leona na świat albo, że nie dawała mu wódki za niemowlaka, kiedy indziej twierdzi, że jej syn jest niedocenionym prorokiem. Co jakiś czas wstaje i popycha dziecięcy wózek z czułością właściwą przepiłowywaniu belek drewna. Mocno trzymając rączkę, przyciska kółka do ziemi i pcha od siebie, do siebie. Leon z kolei jest nieustannie w zawieszeniu pomiędzy działaniem a niedziałaniem. Każdy jego ruch wygląda, jakby był wykonywany z dużym wysiłkiem. Cywka jest pokracznie przygarbiony, wciąż wykrzywia twarz, nadając jej dziwaczne rysy, a dłońmi lekko obraca piłeczkę. W domu baronówny von Obrock mieszka także służąca Dorota (Ewa Telega), wystylizowana na średniowieczną męczennice – czepek zakrywa włosy, na szyi zawieszony duży krzyż. W obsesyjnie powracających wypowiedziach słuchać echo tego, co mówi Janina. Dorota wciąż powtarza, że też była matką, ale jest szczęśliwa, bo jej dziecko nie żyje.
Augustynowicz wycięła niektóre postaci z dramatu, część skompresowała. Poza głównymi bohaterami, w pewnym momencie widzimy kilka podejrzanych osób w melonikach. Trudno powiedzieć kto jest kim ani co tak naprawdę robi. W pewnym momencie mężczyźni przychodzą do Leona żądając częściowego zwrotu pieniędzy za wynajęcie sali, w której miał wykładać, ale wyszedł przed dyskusją. Innym razem wprowadzają na scenę wspomniany dziecięcy wózek, ustawiają się z tyłu twarzą do publiczności i po prostu stoją.
Janina ślepnie od robótek ręcznych, umiera z wycieńczenia. Postaci w melonikach zasuwają jej ciało w czarnym worku. Matka jednak zmartwychwstaje, przynajmniej we śnie albo narkotycznej wizji syna. Kulesza wchodzi w białej sukience, trzyma czerwoną piłeczkę na wysokości brzucha. Mówi Leonowi, że jest jego matką, tylko dużo młodszą, w trakcie ciąży. Syn wyrzuca jej różne rzeczy, a ona odpowiada ze spokojem, bez zrezygnowania, które wcześniej słychać było w jej głosie. W ostatnim akcie Witkacy przewidział także spotkanie syna z ojcem, jednak Augustynowicz nie wprowadza kolejnego aktora. W tę rolę wciela się Cywka, wygląda to tak, jakby duch ojca opętał syna. Z ust aktora wylewają się potoki dwóch różnych wypowiedzi – roztkliwiającego się nad sobą Leona oraz chwalącego go ojca, który niczym duch Hamleta podjudza ambicje syna, przekonując go, że tworzy wielkie dzieła i musi kontynuować pracę. Cywka wije się pomiędzy dwiema różnymi ekspresjami, postaci odróżnia tonem głosu oraz postawą. Matka siedzi spokojnie, przygląda się sytuacji z błogim uśmiechem. Czy jest to uśmiech ironiczny, pokazujący obojętność wobec losu syna, czy też wyraz głębokiej miłości do dziecka, ślepej na jego wady i niepowodzenia?
Spektakl Augustynowicz jest trudny w odbiorze, męczący – na próżno szukać w nim światełka nadziei albo chociaż ulgi. Jednak bardzo dobre kreacje aktorów sprawiają, że postaci nie szeleszczą papierem, wyobraźnia Witkacego działa. „Matka” w swej oniryczności dotyka trudnych punktów w relacji rodzic-dziecko, czyni je ambiwalentnymi.
***
Stanisław Ignacy Witkiewicz
„Matka”
reżyseria: Anna Augustynowicz
Teatr Ateneum w Warszawie, premiera: 12 kwietnia 2024
wykonawcy: Zofia Domalik, Agata Kulesza, Ewa Telega, Adam Cywka, Łukasz Lewandowski, Janusz Łagodziński
***
Hanna Gęba – studentka Artes Liberales i Sztuki Pisania na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Polskiego Towarzystwa Szekspirowskiego. Miłośniczka teatru (w szczególności musicali oraz adaptacji sztuk Stradfordczyka), literatury i krytyki feministycznej.