„Iwona, księżniczka Burgunda” w reż. Jarosława Tumidajskiego z Teatru Powszechnego w Radomiu na XVI Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Reżyser zdecydował się na niespotykaną dziś odwagę – oddał mianowicie głos Gombrowiczowi.
(Ba! Proszę sobie wystawić, że w radomskiej Iwonie Dworzanie nie biegają po scenie z nagimi fajfusami, Książę nie ma kazirodczych ciągąt ku Królowej-Matce, główna bohaterka nie walczy o prawo do aborcji, a jej Ciotki nie należą do Strajku Kobiet.)
Dzięki temu zabiegowi otrzymujemy rzecz o pięknej klarowności, wspaniale zagraną i bardzo efektowną wizualnie (olśniewające kostiumy Krystiana Szymczaka i przemyślana scenografia Michała Dracza). I tak - trzy godziny „gęstego” przecież spektaklu mijają niczym fraszka, choć zabawnie jest właściwie tylko na początku. Później przypominamy sobie, że Król Ignacy (znakomity Marek Braun) jest jednak – dziś powiedzielibyśmy – przemocowcem, że książę Filip (Tomasz Wóltański) jest mało dorosłym chimerycznym książątkiem, że - tę ździebko upadającą monarchię jakoś utrzymuje w ryzach lojalny dwór, oraz – nie dopuszczana do głosu i nie słuchana Królowa Małgorzata (Małgorzata Maślanka).
Wszyscy oni jednak rozumieją, że największym zagrożeniem dla królestwa jest Iwona (Nela Maciejewska), której małomówność i upór – a może najbardziej ostentacja – ranią dwór mocniej niż wykrzyczana obelga.
Zatem – o czym Iwona tak głośno a natrętnie milczy?