Marcin Koszałka (na zdjęciu) kręci dokument o przemijaniu, starości i umieraniu. Skandalizujący młody filmowiec i operator dopiero zaczął zdjęcia do "Istnienia". Media jednakże zdążyły już prawie uśmiercić bohatera dokumentu - aktora Jerzego Nowaka.
Film Koszałki nie wyszedł właściwie z fazy początkowej, a już o nim głośno. Za sprawą dwóch artykułów w poważnych dziennikach, z których kolejny dyskredytuje informacje zawarte w poprzednim.
W warunkach klinicznych obserwujemy powstawanie medialnej blagi, która podkręca atmosferę skandalu. Wstrząs idzie w parze ze sporym zmieszaniem natury etycznej. Najpierw z sobotniej "Gazety Wyborczej" dowiedzieliśmy się, że Marcin Koszałka kręci film ze znanym aktorem Jerzym Nowakiem ("Ziemia obiecana", "Historie miłosne"), który jest u progu śmierci (coraz częstsze wizyty w instytucie onkologii). Że w dokumencie zobaczymy, jak zwłoki aktora zostają podarowane akademii medycznej, która zamieni je w preparat formalinowy. Że obejrzymy nawet organizowany w takich wypadkach przez tę placówkę, niereligijny pochówek. Z tymi rewelacjami rozprawił się wczoraj "Dziennik Polski", nazywając je "marketingowym nadużyciem". Wskazał na pozbawione skrupułów podejście do Jerzego Nowaka, u którego przez weekend urywały się telefony od znajomych przekonanych, że aktor rzeczywiście jest umierający. Martwy za życia Tymczasem Koszałka wcale nie zamierza wywołać