EN

13.09.2024, 08:14 Wersja do druku

Igrzyska Chopinowskie

„Fortissimo” w reż. Marcina Libera, spektakl dyplomowy IV roku Wydziału Aktorskiego AST w Krakowie. Pisze Agnieszka Loranc z Nowej Siły Krytycznej.

fot. mat. promocyjne

O sonatach i mazurkach, o nieustępliwości i zwątpieniu, o pewności i kompleksach, o chceniu i o niechceniu, o Fryderyku Chopinie – żywym i umarłym. Dyplomowy spektakl studentów IV roku Wydziału Aktorskiego Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, „Fortissimo” w reżyserii Marcina Libera, to cała gama tematów skrywanych za kulisami prestiżowego, międzynarodowego konkursu pianistycznego.

Kojących nokturnów i wzburzonych etiud studenci nie zasłyszeli z pobliskiej Filharmonii im. Karola Szymanowskiego, bowiem inspiracją przedstawienia i jego ramą dramaturgiczną stał się dokumentalny film „Pianoforte” w reżyserii Jakuba Piątka. Materiał poświęcony uczestnikom i uczestniczkom ostatniej edycji Konkursu Chopinowskiego (osiemnastej, odbyła się w 2021 roku) skutecznie demaskuje to, co z zewnątrz przypomina największe spełnienie artystyczne, przepustkę do lepszego świata, sławy i uznania.

Już od pierwszej sceny przekonanie o wzniosłości rywalizacji, toczonej przez dwadzieścia jeden dni o tytuł pianisty równego samemu Chopinowi, jest ułudą. Aktorzy obecni na Scenie im. Jerzego Treli nie zasiadają na czarnych ławach z odrzuconymi do tyłu ogonami fraków. Wycieńczeni wielogodzinnymi treningami, leżą między stołeczkami bądź na ich aksamitnej wyściółce. Przypominają poległych w krwawej bitwie, puls podtrzymują im metronomy. Choć serca trzynastu postaci biją jednym rytmem, to w ich głowach kłębią się przeróżne wizje rozstrzygnięcia konkursu. Walka o siebie i walka ze sobą, to tematy przewodnie spektaklu. Artyści eksplorują granice własnych możliwości i słabości. Co będą robić, gdy konkurs się zakończy? Jedni wytatuują sobie wizerunek Chopina, drudzy nagrodę pieniężną przeznaczą na terapię, trzeci będą grać dalej (bez różnicy, czy na fortepianie, czy konsoli).

Czekający na werdykt i dyskutujący na temat przyszłości aktorzy podchodzą do widowni i kłaniając się, kolejno wykrzykują swoje imiona i nazwiska. W tym momencie przedstawienie mógłoby się skończyć, ale najgorsze jeszcze przed nimi. Bynajmniej nie chodzi o apokalipsę zombie, której wizję snuje Magdalena Żak, czy o seans wywoływania ducha Chopina. Konkurs to batalia równa potyczkom na ringu. Każdy stara się trzymać gardę, nie podsłuchiwać koncertowych popisów rywali, by bez presji stanąć do walki w ostatniej rundzie. Muzyka i sport rządzą się podobnymi prawami. Mirek Kaczmarek (kostiumy, scenografia, światło) wyposaża bohaterów w rękawice i kaski bokserskie, a duet Hashimotowiksa (Katarzyna Kulmińska, Paulina Jaksim) proponuje dynamiczne choreografie. Julia Arendowska w sposób mistrzowski łączy niewzruszony wyraz twarzy z intensywnym wysiłkiem fizycznym oraz pełnym pasji monologiem. To kolejny projekt choreograficzny tego duetu, zrealizowany we współpracy z Marcinem Liberem, nastawiony na kolektywność i synchroniczność.

Czytelne cytaty z filmu Piątka są przez twórców i twórczynie sukcesywnie rozwijane. Motyw podglądania dopełnia kamera, która postawiona tuż przed fortepianem, po prawej stronie sceny, rejestruje twarze pianistów. Postaci zasiadające za „czarnym krokodylem”, gotowe są do spowiedzi przed własnymi sumieniami. Dokąd niosą ich ambicje? Czym jest dla nich muzyka? Właściwie dla kogo to wszystko robią? Dopóki opuszki ich palców będą dotykać biało-czarnej klawiatury, inwigilacja nie dobiegnie końca. Każdy z bohaterów jest narratorem opowieści o szarościach własnego życia, a my uczestniczymy w tej publicznej wiwisekcji, odbywającej się na wielkim ekranie.

„Fortissimo” to także historia o rasizmie, klasizmie, seksizmie, czy kompleksie niższości. Aktorzy i aktorki do wątku szeroko prezentowanego w „Pianoforte” podeszli ze zrozumieniem i dojrzałością. To opowieść prawdziwa, napisana przez życia młodych ludzi poszukujących własnego miejsca w świecie, pragnących wolności, ale i skorych do wyrzeczeń. Jedna z ostatnich scen filmu, na której interpretację w wykonaniu studentów najbardziej czekałam, przedstawia najmłodszą uczestniczkę konkursu (w jej roli Zuzanna Wieczosek). Pianistka chciałaby mocno wierzyć w wypowiadane w wywiadzie słowa na temat muzyki i jej zbawiennej roli w dorastaniu, choć są wyświechtane. Ale co w przypadku, gdy ktoś podkopuje jej pewność siebie, bezwzględnie programuje na sukces, a łzy goryczy każe nazywać łzami szczęścia i wdzięczności? Wcielająca się w jej trenerkę Aleksandra Burdzińska ukazała pełnię ekspansywnego i destrukcyjnego charakteru tej postaci. Do czego doprowadzają jej metody oparte na zawstydzaniu? Wypisane są one na koszulce młodej artystki: „PRZEGRYW”.

Nagromadzenie i dynamika scen do pewnego momentu sprawia, że wraz z bohaterami oddychamy tym samym, ciężkim i gęstym powietrzem. Aktorzy na raz odsłaniają szmaragdowe kurtyny i uchylają okna. Po rozładowujących napięcie slapstickowych komplikacjach stają przed czarnymi pulpitami, lecz zaintonowany przez Kamila Żebrowskiego utwór nie wybrzmiewa. Zapada cisza. Chłodzący rozgrzane poliki powiew, ale i subtelny szum dochodzący z prostopadłych do gmachu Akademii ulic, to medytacyjna pauza, zwrot ku wnętrzu. Oddychamy w ten sam rytm i – za co dziękuje Żebrowski – wspólnie słuchamy błogiego bezdźwięku.

Żywioł, który włada spektaklem na różne sposoby, jest równoważony. Mirek Kaczmarek połączył nienaganny minimalizm i szlachetność scenografii z frywolnością rozpiętych koszul, wyciętych sukni i postrzępionych włosów. Czerń rekwizytów zestawiona z pastelami kostiumów staje się tłem dla tych, którzy – przekornie mówiąc – grają pierwsze skrzypce. Co nie dograją, to dowyglądają. Z kolei opracowanie kilkunastu utworów Chopina (Krzysztof Kaliski) dało wyraz temu, jak skrajne są emocje pianistów rywalizujących o tytuł najlepszego. Nie brakuje scen burzących patos, obniżających poważny i gorzki ton: spirytystyczny seans odgrywany wokół czarnego fortepianu, wśród blasku ledowych zniczy przez charyzmatyczne Sandrę Boryczkę i Zuzannę Wieczosek, czy gagowe popisy Mateusza Kurciusa.

Tekst zasługuje na pełne uznanie, stworzyła go wielokrotnie nagradzana w dziedzinie dramaturgii studentka V roku Wydziału Reżyserii Dramatu AST. Małgorzata Czerwień nie hiperbolizuje opowieści, oddaje z konsekwencją i dokładnością to, co zarejestrował Jakub Piątek: zwyczajność, jaki i niezwykłość pianistów. Efektownie rozszerza i wzbogaca myśli bohaterów, podszyte wątpliwościami, co z kolei uwalnia wrażliwość aktorów i aktorek. A gdyby tak zagrać wspólną melodię? Gdyby na chwilę odłożyć ambicje? W finale wszyscy gromadzą się przy fortepianie i odgrywają piosenkę „Creep” Radiohead. Przecież nie prześcigną mistrza: „Chopin is not dead” – głosi napis wymalowany białą farbą na wewnętrznej stronie klapy fortepianu. 

Agnieszka Loranc – absolwentka kulturoznawstwa i wiedzy o mediach na Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, członkini krakowskiej fundacji „Chodźże do teatru”, Półfinalistka XI Edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych 

 

 

 

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Agnieszka Loranc

Data publikacji oryginału:

13.09.2024