Powieść Marii Dąbrowskiej „Noce i dnie”, o której słyszał niemal każdy Polak, choć niekoniecznie ją czytał, w przypadku scenicznej adaptacji wymaga głębokiego namysłu i pomysłowości w poszukiwaniu języka teatralnego, który przemówi do współczesnego widza. Michał Siegoczyński, reżyser i scenarzysta spektaklu wystawianego w toruńskim teatrze, podjął się tego zadania, traktując sagę Dąbrowskiej jako punkt wyjścia – z ukłonem w stronę dramatyzmu i romantyzmu pierwowzoru. Nie obawiając się groteski ani parodii, autor scenariusza prowadzi dialog z tekstem literackim, czerpiąc z wnikliwości spojrzenia autorki na szczegół, z jej umiejętności osadzenia człowieka w konkretnym kontekście historycznym, a zarazem tworzenia bohatera o wymiarze uniwersalnym.
Liczne odniesienia do kultury masowej – cytaty z filmów, muzyki, inspiracje modą, telewizją, literaturą – mogą wydawać się ryzykowne, jednak reżyser potrafi je spójnie połączyć, tworząc ciekawą podstawę dramaturgiczną spektaklu. Siegoczyński próbuje wydobyć to, co często bywa podświadome i niewyrażone, a co kształtuje nasz światopogląd – także ten zbiorowy, narodowy. Pomaga mu w tym kolaż stylów, balansujący między żartem a powagą, dramatem a sentymentem, w którym przeszłość spotyka się ze współczesnością. W tle pulsują skojarzenia związane z biografią pisarki i słynną ekranizacją Jerzego Antczaka. Trudno nie zauważyć, że bez filmowej wersji „Nocy i dni”– z Jadwigą Barańską i Jerzym Bińczyckim – nie byłoby tej adaptacji. Choć pastisz zawsze niesie ryzyko, Siegoczyński traktuje je jako atut. Bawi się konwencją, wykorzystując ikoniczne motywy – jak postać zmoczonego Tolibowskiego z nenufarami – tworzy własne sceniczne uniwersum. Owa fantazja towarzyszy Barbarze do końca przedstawienia, stając się symbolem wspomnienia, tęsknoty i marzenia. Ale to Bogumił stanie się ostatecznym wyborem – już nie mitycznym, a realnym. Szara codzienność, troska o byt, opieka nad dziećmi, walka o uczucie – to wszystko staje się wyrazem miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej „aż do śmierci”.
Rozbrajający czarny humor nie koliduje tu z tragizmem wojennej ballady Ewy Demarczyk czy brzmieniem hardrocka. Aktorzy toruńskiego teatru tworzą spójną całość i wartką akcję: Paweł Tchórzelski jako Ksiądz, Grzegorz Wiśniewski – Katelba, Mikołaj Śliwa – Janusz, Arkadiusz Walesiak – Marcin i inni. Duet Julii Szczepańskiej (Barbara) i Przemysława Chojęty (Bogumił) potrafi balansować między małżeńską farsą a emocjonalną głębią związku budowanego na fundamencie prawdziwej miłości. Szczepańska – zdystansowana wobec pierwowzoru, temperamentna, zmysłowa i ironiczna – wspaniale prowadzi dialog z publicznością, budując wiarygodny wizerunek psychologiczny bohaterki. Chojęta z wyczuciem i ciepłem oddaje usposobienie Bogumiła.
Ujęła mnie Ada Dec jako Agniesia, rewelacyjna Maria Kierzkowska w roli matki Barbary (z tragicznym i groteskowym rysem), wzruszająca Celina Julii Sobiesiak-Boruckiej i współczesny Tomaszek – wieczne dziecko w interpretacji Igora Tajchmana. Na scenie pojawia się także sama autorka „Nocy i dni”, świadoma, że w nowoczesnej adaptacji historia zatacza koło: od zaborów, przez wojny i Powstanie Warszawskie, po współczesność. Aktorzy z łatwością wcielają się w liczne role, przełamują czwartą ścianę, budując wielowarstwowe widowisko. Momentami teatr w teatrze niebezpiecznie zmienia się jednak w film w teatrze.
Oszczędna, eklektyczna scenografia Michała Dobruckiego wspiera odbiór i budowanie klimatu, podobnie jak klasyczne kostiumy Sylwestra Krupińskiego i przestrzenna oprawa świetlna Adama Zduńczyka. Ważną rolę pełni muzyka – zmienna, różnorodna, łącząca estetyki.
Toruńskie „Noce i dnie” to spektakl, w którym twórcy z humorem i współczesną wrażliwością odczytują na nowo historię napisaną przez Marię Dąbrowską. Romantyzm i melancholia, zakorzenione w pierwowzorze, pozostają obecne, ale to, co najważniejsze – miłość, która zdarza się ludziom od wieków – zyskuje tu nowy, świeży wymiar.
Spektakl zaprezentowany został w UCK “Alternatywy” w ramach Festiwalu “Polska w Imce”.