Tematy poruszone w „Jeśli przecięto cię na pół” będą bliskie wielu osobom, bo to opowieść o życiu rodziny i o problemach, z którymi ona się mierzy – mówi Kalina Jagoda Dębska, reżyserka spektaklu „Jeśli przecięto cię na pół”, którego premiera odbyła się 30 maja w Teatrze im. Adama Mickiewicza.
Skąd pomysł, by spektakl dyplomowy zrealizować w Częstochowie?
Kalina Jagoda Dębska: Jako studenci ze sporym wyprzedzeniem musimy myśleć o miejscu, w którym chcielibyśmy zrealizować nasz dyplom. O Teatrze im. Adama Mickiewicza usłyszałam od mojego kolegi Karola Czajkowskiego, z którym współpracowałam wcześniej w szkole [Akademii Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego – przyp. red.]. Karol zadebiutował na scenie właśnie w Częstochowie. Wystąpił w „Polowaniu” w reżyserii Piotra Pacześniaka. Szybko wśród studentów rozeszły się wieści, że w tym Teatrze dużo się dzieje, a dyrekcja jest otwarta na młodych twórców. Zaczęłam przyjeżdżać tu na premiery, poznawać zespół. Zaproponowałam kilka tekstów do realizacji, ale ostateczny wybór padł na „Jeśli przecięto cię na pół” Łukasza Barysa.
A dlaczego wybrała Pani właśnie tę książkę, a nie „Kości, które nosisz w kieszeni?”. Debiutancka powieść Łukasza Barysa jest bardziej znana, przyniosła też autorowi wiele nagród, w tym Paszport „Polityki”.
„Jeśli przecięto cię na pół” podsunęła mi Ania Mazurek, dramaturżka, z którą od początku chciałam zrobić ten spektakl. Ania również skończyła krakowską szkołę teatralną. Poznałyśmy się jednak znacznie wcześniej, zanim ja w ogóle zaczęłam studia, a ona była dopiero w trakcie egzaminów na Wydział Reżyserii i Dramaturgii krakowskiej AST. Wracając do książki, przeczytałam ją w szczególnym momencie mojego życia. Byłam wtedy w Barcelonie, na Erasmusie, co nazywam moją „małą emigracją”. W tym czasie towarzyszyło mi wiele sentymentalnych myśli dotyczących Polski. To zbiegło się z intensywnymi rozmowami o spektaklu dyplomowym. Zastanawialiśmy się, jak mówić o współczesnej wsi, Polsce B, co w tych doświadczeniach może być ciekawe dla dzisiejszego odbiorcy.
Myślę, że tematy poruszone w „Jeśli przecięto cię na pół” będą bliskie wielu osobom, bo to opowieść nie tylko o naszych korzeniach, ale też o życiu rodziny i o problemach, z którymi ona się mierzy. Dla każdego z nas rozmowy z dziadkami, pradziadkami mogą być inspirujące w odkrywaniu własnej przeszłości. Genealogia jest mi bliska, ponieważ moja mama od lat prowadzi nasze rodzinne archiwum.
Znalazła Pani więcej wspólnych związków z tematami poruszonymi w powieści Łukasza Barysa?
Czytając książkę, czułam dużo wspólnego. Opisywana przez niego żałoba jest dla mnie także metaforą zakończenia jakiegoś etapu. Mogę to odnieść również do studiowania, bo dyplom, który właśnie realizuję, jest ukoronowaniem tego czasu. Przyznam też, że zachwyciłam się językiem tej powieści, jego bardzo poetycką warstwą, której – moim zdaniem – w teatrze dziś brakuje.
Autor znalazł nowy, ciekawy sposób opisywania rzeczywistości. Dotychczas wątki dzieciństwa, pochodzenia z prowincji czy uboższych rodzin odnajdywałam częściej w literaturze zagranicznej, u Didiera Eribona czy Édouarda Louisa. A literatura Łukasza Barysa jest pełna empatii, taka przytulająca.
W naszej rozmowie padło już nazwisko Anny Mazurek, która dokonała adaptacji scenicznej. Na co położyłyście w niej szczególny nacisk?
Jeśli chodzi o samą adaptację musiałyśmy oczywiście dokonać licznych skrótów, bardzo wiele wątków pominęłyśmy. Oprócz tematu dotyczącego życia w żałobie, ciekawe dla mnie były wszystkie zawarte w książce elementy komediowo-farsowe. Szczególnie sceny telewizyjne, w których bohaterowie wpatrzeni w ekran oglądają „Top Model” czy „Koło fortuny”. To staje się impulsem do rozmów, ale buduje również osobliwą intymność i groteskę codzienności.
Fascynujące były też elementy baśniowe, które przenikają rzeczywistość. Czułam, jakby gdzieś pod powierzchnią tej historii istniał równoległy, mityczny porządek, rządzący się własną logiką. To zawieszenie między realnością a baśnią bardzo nas inspirowało. Najważniejszą postacią jest tu Marcel, chłopiec grany przez dorosłego mężczyznę, czyli Karola Czajkowskiego. W naszej realizacji patrzy on na wszystko, co się wydarzyło, z perspektywy pewnych retrospekcji.
„Jeśli przecięto cię na pół” to opowieść wielopokoleniowa. Taka też jest obsada spektaklu. Obok Czesławy Monczki, która jest aktorką częstochowskiego Teatru od lat 80., występuje w nim na przykład Aleksandra Skraba, która dołączyła do zespołu zaledwie kilka miesięcy temu.
Od początku wiedziałyśmy z Anią, że musimy postawić na wątki rodzinne. Jak wspominałam, bywałam w Częstochowie na premierach, znałam więc zespół. Do ról Marcela i Milenki potrzebowałyśmy aktorów najmłodszego pokolenia. Ola Skraba jest w podobnym wieku, co bohaterka. Wybór był jasny. Jeśli chodzi o babcię, to od początku brałyśmy pod uwagę panią Czesławę, podobnie jak Maćka Półtoraka jako ojca. Wokół tych czworga aktorów budujemy całą narrację, choć warto dodać, że wszyscy, oprócz Karola, wcielają się w podwójne role. Dzięki temu wkraczamy do świata duchów, poznajemy inne postaci ze Sromutki.
Punktem wyjścia jest tragedia rodzinna. Matka Marcela ucieka z kochankiem, po drodze mają jednak wypadek. Ciężarówka przecina na pół kobietę, mężczyznę i opla. To wstęp, by opowiedzieć o żałobie. O czym jeszcze?
W tej opowieści jest bardzo dużo samotności, która dotyka niemal każdego. Wszyscy czują, że nie pasują do rzeczywistości. Mówimy o akceptacji, którą powinna dawać rodzina, i jednoczesnym braku akceptacji, o różnych problemach codzienności. Najważniejsze dla mnie jest jednak poszukiwanie światła, wychodzenie z ciemności. To, że pomimo trudnych doświadczeń, traum pokoleniowych, do których również dokopuje się główny bohater, można zaznać ukojenia.
Takie przynosi jedno z ostatnich zdań, które pada w naszym spektaklu: „I nic już nie będzie chowało się w mroku”. Po konfrontacji z bólem, żałobą, tym, co niezaplanowane, przychodzi proces samozdrowienia, gdy możemy spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że jest dobrze, że akceptujemy to, co nas spotkało. I nasi bohaterowie tego doświadczają.
Aktualnie w Polsce przeżywamy na nowo fascynację wsią, małomiasteczkowością. Pewnie ogromna w tym zasługa książki „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak. Szukamy korzeni, które często wiodą na wieś. W Pani rodzinie one także są?
Tak, moja rodzina pochodzi z Bukowna leżącego między Krakowem a Katowicami. Urodziłam się już w Krakowie, bo tam moi rodzice wyjechali na studia. Jednak od zawsze towarzyszyły mi opowieści o tym, kto był kim w Bukownie, gdzie mieszkał, przeróżne historie rodzinne, chodzenie na tamtejszy cmentarz, wspomnienia. Spektakl rozgrywa się we wspomnianej Sromutce, która smutek ma nie tylko w nazwie.
Proszę opowiedzieć o wsi, która żyje wizytą Jaworowicz.
Gdy wracam na weekend z Częstochowy do Krakowa, mam wrażenie, że mijam bardzo dużo takich Sromutek. Z okien pociągu widzę sporo scen, które są jak wyjęte ze scenariusza „Jeśli przecięto cię na pół”. Za każdym razem zastanawiam się, kto mieszka w tych domkach, jacy ludzie karmią konie, kury, gęsi, uprawiają pole… Myślę, że traktujemy wieś nieco utopijnie. Zapominamy o codziennej, ciężkiej pracy żyjącej tam od pokoleń społeczności.
Jedni, jak mama Marcela, chcą z takich Sromutek uciekać, dla innych stanowią one opokę. Polska B, o której pisze Łukasz Barys i o której opowiadamy ze sceny, nie jest jednolita i jednoznaczna. W tym haśle kryje się wiele podziałów.
A jak ta Sromutka będzie wyglądała na scenie?
W naszej inscenizacji nie pokazujemy samej Sromutki. Za scenografię odpowiada Łukasz Horbów, który słynie z rzeźb oraz instalacji realizowanych z użyciem sznurka jutowego i płótna. Ten sznurek kojarzy mi się z nicią Ariadny, ale i grodzeniem ziemi, czy kłosami zboża. Pełni więc przeróżne funkcje. Nie chciałam tej opowieści przenosić do realnego świata, ponieważ poetycka warstwa językowa jest dla mnie bardzo istotna. Stąd i scenografia jest mocno metaforyczna, wieloznaczna, otwarta na interpretacje widzów. Zapraszamy ich do świata, w którym wszystko jest trochę w kawałkach, a każdy przedmiot ma wiele znaczeń.
Opowiadacie o przywiązaniu do ziemi. Czy to domena tylko starszego pokolenia, czy temat, który trafi również do młodszych widzów?
Z perspektywy mojego pokolenia widzę, że wiele osób zaczyna myśleć o jakimś domku na wsi, takiej bazie na życie, która pozwoliłaby trochę uciec od zgiełku miasta. Oczywiście wiąże się to również z kryzysem mieszkaniowym, trudną sytuacją geopolityczną. Wieś, ziemia wydają się dawać większe poczucie bezpieczeństwa. Podobnie obserwacja plonów pracy na wsi, które nie są tak ulotne, jak bywają w teatrze. Odchodzimy od wizji konsumpcyjnego rozwoju, nacisku wyłącznie na zarabianie pieniędzy. Potrzebujemy nowych życiowych celów. Stąd myślę, że to temat bliski wielu osobom bez względu na wiek.
Podobnym motywem są chyba rozdarcia. W tej opowieści nie tylko matka i jej kochanek są przecięci na pół. Każdy z bohaterów taki się wydaje. Zawieszony między przeszłością a teraźniejszością, współczesnością a ludowością, realizmem a duchowością.
Przecięć rzeczywiście jest u nas sporo. Świat marzeń i świat realny. Świat tu i teraz i świat przodków. Podążamy za cyklicznością przyrody, której podporządkowane jest życie na wsi. Zaglądamy także do świata duchów, schodzimy do „podziemi”. Wprowadzamy postaci, które istnieją w świecie pomiędzy przecięciem na pół. Mówimy o rozdarciu, ale i momencie, gdy udaje nam się złożyć na nowo.
Proszę opowiedzieć o innych twórcach, których zaprosiła Pani do tej realizacji.
Z jednej strony staram się współpracować z osobami, które już znam, z którymi pracowałam w szkole teatralnej, a prywatnie się przyjaźnię. Z drugiej zależy mi na tym, żeby zapraszać do działania nieznanych mi twórców. I w przypadku tego projektu jest to taki trochę miszmasz, bo z Anią znamy się dobrze, ale to będzie nasza pierwsza wspólna realizacja teatralna.
Z kolei z kompozytorem, Antkiem Skrzyniarzem, pracowaliśmy już kilkakrotnie, m.in. przy spektaklu „Magnetyzm serca”, moim debiucie teatralnym w Starym Teatrze w Krakowie. Podobnie z Wojtkiem Dolatowskim, aktorem Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, który zajął się choreografią. Pomagał mi podczas różnych przedstawień, które realizowałam jeszcze w szkole.
W teatrze instytucjonalnym, jako kostiumografka, zadebiutuje Maja Michnacka, a jako scenograf - Łukasz Horbów.
Czy Pani również czuje się debiutantką? To spektakl dyplomowy, a do tego prapremiera.
Jak wspomniałam, zawodowo debiutowałam w grudniu ubiegłego roku w Starym Teatrze w Krakowie. Zrobiłam już dwie większe inscenizacje repertuarowe i dopiero potem zdecydowałam się na realizację spektaklu dyplomowego. Nie ukrywam, że ta wolność artystyczna, której doświadczam w częstochowskim Teatrze, i za którą oczywiście bardzo dziękuję dyrekcji, jest dla mnie bardzo istotna.
Ale premiera, a tym bardziej prapremiera, to zawsze szczególne emocje. Jestem bardzo ciekawa, jak naszą inscenizację odbierze sam autor, bo nie poznaliśmy się jeszcze osobiście. Wiem, że będzie na spektaklu.
Każdy odnajdzie się w tej historii?
Łączymy wiele gatunków w uniwersalny tytuł, na który chcemy zaprosić zarówno rodziny z dziećmi w wieku licealnym, jak i studentów czy seniorów. W tym spektaklu głos oddajemy każdemu pokoleniu. Sama mówię, że to czarna komedia z elementami baśniowymi, bo bardzo blisko mi do form komediowych i farsowych, a także spektakli muzycznych.
Z jakimi refleksjami chciałaby Pani, żebyśmy – jako widzowie – opuszczali spektakl?
Nie ukrywam, że chciałabym, żeby widzom zakręciła się łezka, ale i towarzyszył śmiech, bo mamy wiele zabawnych scen. Nie mam pojęcia, czy ten spektakl przyniesie komuś „katharsis”. Trudno mi to ocenić, bo sama nie wiem, czy wierzę w coś takiego w teatrze. Myślę jednak, że widzowie wciągną się w ten nieco poetycki świat, takie podglądanie życia codziennego. To przedstawienie jest dla mnie także refleksją na temat, jak olbrzymia może być nasza wyobraźnia i w jak zaskakujący sposób można postrzegać rzeczywistość.
Kalina Jagoda Dębska. Absolwentka Wydziału Rytmiki PSM II st. im. Władysława Żeleńskiego w Krakowie. Studentka V roku Reżyserii Dramatu w Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie. Zadebiutowała jako reżyserka w grudniu 2023 r. na scenie Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie spektaklem „Magnetyzm serc” na podstawie „Ślubów panieńskich” Aleksandra Fredry.
Reżyserka monodramu Olgi Sawickiej „Za chwilę wychodzę̨…” w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Reżyserka czytań performatywnych tekstów „Baba-Dziwo” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (festiwal Klasyka Żywa 2023), „Republika głuchych” Ili Kamińskiego (festiwal Miłosza 2023). Reżyserka spektaklu dyplomowego „Pół żarciem, pół serio” wydziału wokalno-aktorskiego krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Jest w trakcie pracy nad spektaklem „Wesołe Kumoszki”, który został wyłoniony w Konkursie SzekspirOFF i zostanie zaprezentowany w tegorocznej edycji Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku.
Prapremiera spektaklu „Jeśli przecięto cię na pół” odbędzie się 30 maja o godz. 19.00 na scenie kameralnej Teatru im. Adama Mickiewicza. Potem tytuł grany będzie 31 maja oraz 1, 4 i 5 czerwca o godz. 19.00.
Tekst powstał przy współpracy z Teatrem im. Adama Mickiewicza.