EN

20.07.2020, 10:30 Wersja do druku

Historia prawdziwa. Krzysztof Kolberger

Krzysztof Kolberger

Stale współpracował z radiem. Zajmował się dubbingiem, nagrywał wiersze. Dzielił się z ludźmi nie tylko swoimi aktorskimi kreacjami, ale również miłością, wiarą oraz cierpieniem. Gdyby żył,   13 sierpnia obchodziłby 70. urodziny. Odszedł po  heroicznej walce. Swoją postawą i aktywnością Krzysztof Kolberger do końca zadziwiał lekarzy - pisze E.U. w Dobrym Tygodniu.

Był  gdańszczaninem,  ale zawsze podkreślał, że synem Iwowiaka. To właśnie ojciec, inżynier, wybrał dla niego imię, które jego zdaniem pasowało do nietypowego nazwiska (do 1953 roku zapisywano je Kohlberger). Na małego Krzysia wołano jednak... Wojtek. - To typowo polskie imię po prostu podobało się rodzicom - tłumaczył aktor. Dzieciństwo spędził w piętrowym domu przy ul. Karłowicza. Prym wiodła tu mama, z wykształcenia nauczycielka, prowadząca klub dziennikarza w Domu Prasy. Była wymagająca, ale bardzo rodzinna. Krzysztof początkowo myślał o karierze sportowca, świetnie grał w siatkówkę. Plany pokrzyżowały mu jednak kontuzje. Nie należał do kujonów. Zamiast ślęczeć nad książkami, wolał chodzić na zbiórki harcerskie czy do kółka charytatywnego przy kościele. Już jako nastolatek błyszczał podczas szkolnych akademii i konkursów recytatorskich. Świetnie radził sobie też na parkiecie. W IX Liceum Ogólnokształcącym, gdzie się uczył, założył kabaret „Syfon" i grał w nim pierwsze skrzypce. Ale też sporo rozmyślał o sensie istnienia.
Zanim postanowił zdawać do warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, zastanawiał się nad nauką w seminarium. Egzaminy na aktorstwo poszły mu dobrze, zdziwił się, że nie został przyjęty. Komisja uznała, że ma martwy wzrok i zeza. Nie miał. Przyniósł zaświadczenie od lekarza o okularach i wpisano go na listę.
Wykładowcy szybko dostrzegli jego talent. Opiekun roku, Ignacy Gogolewski, zabrał go do Teatru Śląskiego, ale już rok później młody aktor trafił do Teatru Narodowego, którym kierował Adam Hanuszkiewicz. Sam dyrektor wyreżyserował  dla niego „Wacława dzieje". Potem przyszły role m.in. w „Dziadach", „Braciach Karamazow", „Iwanowie", „Śnie srebrnym Salomei". Grał romantyków, amantów. Z wiekiem chętnie obsadzano go w rolach dystyngowanych urzędników, lekarzy, a w końcu - księży. Kochał wiersze, pięknie je deklamował. Dostał zaproszenie do „Lata z radiem", gdzie redakcja postanowiła stworzyć kącik poezji. Nie wierzył w powodzenie pomysłu, ale nagrał „Strofy dla Ciebie". Będąc raz na plaży o 11.35, zobaczył jak wielka jest siła jego głosu.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Historia prawdziwa. Krzysztof Kolberger

Źródło:

Dobry Tydzień nr 30

Autor:

E.U