Co się dzieje? Teatry w Polsce chyba oszalały w tych wyścigach wystawiania sztuk o tematyce żydowskiej i prześciganiu się, kto ukaże bardziej krwiożerczy, bardziej okrutny portret Polaka jako antysemity. Teatry są dziś wręcz zarzucone takimi sztukami. Jest ich tak dużo, że można dostać oczopląsu, mylą się już tytuły przedstawień, tytuły sztuk, które notabene jacyś dziwni pisarczykowie wciąż "skrobią". Jeśli ktoś myśli, że ten desant monotematyczny skończy się wraz z końcem obchodów 40-lecia Marca, to się głęboko myli - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszm Dzienniku.
Nikt nie zastanawia się nad wartością intelektualną i artystyczną tych sztuk, że nie wspomnę już o mijaniu się z prawdą historyczną ich autorów. Ale tu teatr może mieć wymówkę, iż przecież nie jest IPN i ma prawo do kreowania na scenie rzeczywistości fikcyjnej. Nikomu nie przeszkadza grafomania tych tekstów i miernota ich realizacji, bo ważny jest cel propagandowy: pokazać Polaków jako rzekomych sprawców zbrodni przeciw Żydom! A jeśli dodamy tu jeszcze codzienne bombardowanie nas tą samą tematyką we wszystkich telewizjach, w radiu, prasie, w filmach, na wystawach, plakatach, billboardach, w książkach ze "Strachem" Grossa na czele, nie mówiąc już o uroczystościach i nieustannych konferencjach prasowych poświęconych ciągle tej samej sprawie stosunków polsko-żydowskich, gdzie Polacy to zawsze ci źli - jawi się jakiś szalony obraz rzeczywistości, którego nie wymyśliłby nawet Orwell. Można jednak mieć nadzieję, iż ten ciągle przedstawiany