„Głośniej się nie da?” w reż. Michała Buszewicza we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Wanda Świątkowska, członkini Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Publiczność dziecięca dostaje na tym spektaklu szansę na wyzwalający wrzask i bezkarne hałasowanie. Może to być trudne doświadczenie dla dorosłych, bo 280 gardeł, 560 par rąk i nóg potrafi podnieść poziom decybeli. Na dużej scenie i widowni Wrocławskiego Teatru Lalek jest naprawdę głośno!
Michał Buszewicz pisze dla dzieci – jest to udana próba uwieńczona sukcesem. Po pierwsze autor nie infantylizuje bohaterów ani odbiorców (co zdarza się autorom dramaturgii dziecięcej) – używa bliskiego im języka, na scenie są więc grepsy, zabawne odzywki, przytyki, a nawet pyskowanie czy wyzwiska. Po drugie – dwa problemy, które poruszył w Głośniej się nie da?, wydają się dziś szczególnie dotkliwe: przepracowani rodzice (którzy swój stres przerzucają na dzieci) i problem hałasu („nie przeszkadzaj”, „siedź cicho”, „nie podnoś głosu”). Troje młodocianych jest tłamszone i uciszane przez artystyczną, przepracowaną matkę (która opóźnia się ze zleceniem na wyroby z gliny, za co płacą dzieci), uciekają więc do krainy hałasu, gdzie im głośniej, tym lepiej. Sam pomysł jest oryginalny i – co najważniejsze – pozwala wykrzyczeć się młodej widowni. „Wolność! Głośność! Szaleństwo!” – krzyczą bohaterowie i zachęcają publiczność do zdzierania gardeł i tupania (by otworzyć bramy fantastycznej krainy, potrzebne jest duże natężenie dźwięku, bo jak informuje strażnik: „Kto chce wejść do krainy hałasu musi drzeć japę aż po kres czasu”).
Pomysły Buszewicza na osobliwości Decybelii i sposoby wytwarzania hałasu są trafione. W kilku momentach angażuje się tu widzów i zaprasza niektórych z nich na scenę – do pohałasowania. Mika, Dodo i Michałek poznają w Decybelii Odgłosaczy i rodzinę Hałaśników, posłuchają co godzinę hymnu z toczącym się głazem i będą musieli mamrotać, bo w krainie hałasu nie może panować cisza, inaczej zapadnie się ona pod ziemię. Intrygujące jest na przykład zwiedzanie pracowni odgłosów wkurzających, gdzie magazynuje się dźwięki, od których ciarki chodzą po plecach: pisk kredy po tablicy, styropianu na szkle, piszczenie butów po linoleum czy skrobanie widelcem po talerzu, a nawet gryzienie wełnianej nitki. Rozmaitość odgłosów i sposoby ich generowania są tu niewyczerpane. Bohaterowie (i widzowie) z radością oddają się zakazanym uciechom… do czasu. Gdy przyjdzie chęć na chwilę odpoczynku, okaże się, że nieustanny harmider jest nieznośny. W finale dzieci z ulgą wrócą do pracowni matki, by docenić momenty ciszy i spokoju. Rozwiązanie znajdzie też problem z jej spóźnionym zleceniem – w którym i energia dzieci, i hałas okażą się niezbędne.
Michał Buszewicz zgrabnie spina wszystkie wątki i kreuje ciekawe, wiarygodne postaci. Umie przyjąć perspektywę młodych bohaterów i pozwala im na dystans wobec świata dorosłych i kpiny z pracoholizmu, nadmiernych ambicji i zakazów. Decybelia okaże się przez moment krainą wolności, upustu energii, zabawy i wyzwolenia od reguł codzienności, ustanawianych przez dorosłych.
Marta Kuliga wymyśliła nietuzinkową „glinianą” scenografię, nawiązującą do profesji mamy bohaterów. Obłe kształty obiektów w Decybelii są surrealistyczne i przyjazne, ukrywają jednak albo hałaśliwych mieszkańców, albo szereg przyrządów wytwarzających dźwięk. Mikołaj Dziedzic zaś odpalił wyobraźnię i zaprojektował fantazyjne kostiumy profesorki i przewodnika po tej krainie – terkoczące, szeleszczące, dzwoniące i bajkowo kolorowe. Upiorne są natomiast sterty poduszek, którymi obwiązują się dzieciaki, by wygłuszyć wszelkie wydawane dźwięki i zapewnić pracującej mamie spokój. Poduszkowe czapy, kapcie i naramienniki powinny chyba otrzeźwić każdego rodzica, który chciałby swoim dzieciom włączyć przycisk „mute”.
Pięcioosobowy zespół aktorski: Agata Kucińska (Mika), Grzegorz Mazoń (Dodo), Piotr Starczak (Michałek), Kamila Chruściel (mama, profesorka) oraz Marek Koziarczyk (chłopak mamy i przewodnik po krainie hałasu) jest nie tylko głośny, kiedy trzeba, ale też dynamiczny i dowcipny. Aktorzy sprawnie nawiązują kontakt z widownią i wygrywają wszystkie gagi i żarciki wpisane w tekst. Przedstawienie ma szybkie tempo i nieustannie zaskakuje – nie powinno znudzić się ani dzieciom, ani starszym.
Spektakl Buszewicza otrzymał Grand Prix na 27.Międzynarodowym Festiwalu Teatrów dla Dzieci i Młodzieży KORCZAK DZISIAJ „za współpracę z publicznością i zaangażowanie jej do udziału w przedstawieniu, za podmiotowe traktowanie młodszej widowni, za dyskusję z utrwalonymi sposobami odbioru i wyzwalanie energii widowni”. I rzeczywiście, jest to spektakl interaktywny, na którym widzowie nie są bezczynni i mogą poczuć się ważną częścią kreowanego świata. Trochę tylko szkoda, że wspólne hałasowanie odbywa się na komendę mieszkańców Decybelii, czyli dorosłych, i trwa tak krótko – zatem ekspresja jest tu jednak kontrolowana i koniec końców ograniczona. Tylko kilkoro widzów zostanie też zaproszonych na scenę, by powalić w garnki i uruchomić hałasującą scenografię. Na znak profesorki i przewodnika wszyscy ucichną i ponownie zasiądą na swoich miejscach. Bo w sumie nawet w chwilowo głośnym teatrze warto zamilknąć, by usłyszeć, że w życiu najważniejszy jest umiar – zarówno w hałasowaniu, jak i w uciszaniu, a także dowiedzieć się, na czym polega… japońska technika Kintsugi. To ładna i nieoczekiwanie poetycka puenta tego głośnego spektaklu, która zostawia nas z czymś więcej niż z dzwonieniem w uszach.