W mediach społecznościowych pojawiło się obszerne oświadczenie Pani Renaty Derejczyk, dyrektorki Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu. Zareagowała ona na dwa opublikowane teksty — autorstwa Przemysława Skrzydelskiego i mojego — które w różny sposób poruszają temat zatrudnienia Pana Łukasza Drewniaka w instytucji kultury kierowanej przez jego partnerkę życiową. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Nie byłoby może potrzeby zabierania ponownie głosu, gdyby nie ton, jaki Pani Dyrektor przyjmuje wobec mojego artykułu — tekstu, który z założenia nie miał charakteru śledczego, oskarżycielskiego ani tym bardziej personalnego. Tymczasem w oświadczeniu traktuje się mnie jako uczestnika rzekomej „krucjaty”, przypisując intencje, których nigdy nie miałem. Zrównanie mnie z narracją kolegi redakcyjnego, posługiwanie się liczbą mnogą („panowie Kowalski i Skrzydelski”), a także użycie określeń sugerujących manipulację czy „zemstę na krytyku” – wszystko to buduje fałszywy obraz mojego stanowiska.
Mój tekst nie zawierał oskarżeń prawnych. Nie oceniał też moralności decyzji personalnych w tonie arbitralnym. Był próbą postawienia kilku pytań — o etykę, przejrzystość i standardy zarządzania instytucjami publicznymi.
Pani Dyrektor odpowiada jednak tak, jakby obaj autorzy mieli jedną agendę, jedno pióro i jedną motywację. Niestety, przyjmując taką strategię obrony, pomija istotny fakt: w debacie publicznej trzeba rozróżniać głosy krytyczne od napaści, pytania od insynuacji, a analizę od zarzutów.
Co więcej, ubolewam, że zamiast rzeczowej polemiki z konkretnymi fragmentami tekstu, Pani Dyrektor decyduje się na formułowanie osobistych ocen wobec autorów, insynuując brak profesjonalizmu, ukryte motywacje i „patriarchalne” intencje. W tej reakcji łatwo przeoczyć, że jednym z fundamentów, na których opiera się świat kultury i wolności artystycznej, jest możliwość otwartej debaty – także tej niewygodnej.
Sformułowanie o „mansplainingu” w kontekście zadania kilku pytań publicznych osobie pełniącej funkcję dyrektorki publicznej instytucji jest nie tylko chybione, ale też zasmucające. W moim tekście nie było ani śladu tonu pouczania, nie padały tam też stwierdzenia o tym, „kogo wolno zatrudniać, a kogo nie”. Zadałem pytania, które uważam za zasadne w każdym przypadku, gdy relacja prywatna krzyżuje się z decyzją o zatrudnieniu w instytucji publicznej — bez względu na płeć zainteresowanych.
Nie oceniam kompetencji Łukasza Drewniaka. Doceniam jego doświadczenie i wkład w polską krytykę teatralną. Ale wierzę, że nawet najbardziej zasłużona postać nie powinna być wyjęta spod mechanizmów przejrzystości i jawności — właśnie dlatego, że pracuje w sferze publicznej, za publiczne środki, w instytucji publicznej.
Cieszę się, że Pani Dyrektor podała w swoim oświadczeniu konkretne kwoty, procedury i kontekst decyzyjny. To wszystko powinno znaleźć się w debacie publicznej od początku — być może wtedy nie byłoby potrzeby publikowania naszych tekstów. Przypomnę jednak, że dotąd nie mieliśmy dostępu do tych informacji, ponieważ nie były wcześniej udostępniane.
Z punktu widzenia czytelników i środowiska artystycznego warto zadawać pytania nawet w sprawach, które nie łamią prawa. W przestrzeni publicznej liczy się nie tylko legalność, ale również przejrzystość, proporcjonalność, styl zarządzania i odpowiedzialność wobec dobra wspólnego. Warto podkreślić, że w moim felietonie nigdzie nie stwierdziłem, iż w opisywanej sprawie doszło do złamania prawa. Moim celem było wywołanie dyskusji na temat standardów przejrzystości, etyki i odpowiedzialności w środowisku teatralnym, a nie formułowanie oskarżeń prawnych.
Wiem, że ten temat budzi emocje. Ale emocje nie powinny przesłaniać faktów. A fakty są takie, że jako redaktor naczelny portalu Teatr dla Wszystkich, nie zamierzam milczeć, kiedy niesłusznie przypisuje mi się nie swoje intencje, i kiedy publiczna odpowiedź nie odnosi się do istoty postawionych pytań, lecz próbuje podważyć prawo do ich zadania.
Zawsze będę po stronie transparentności, debaty i odpowiedzialności — nie dlatego, że mam coś przeciwko komukolwiek personalnie, ale dlatego, że takie są moje zasady. I uważam, że w teatrze — jako przestrzeni dialogu — właśnie one powinny być punktem wyjścia, a nie celem ataku.