Chciałoby się, aby widza opanował gorący dreszcz, nie letnie drgnięcie - o "Kobiecie nad nami" w reż. Dariusza Szady-Borzyszkowskiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku specjalnie dla e-teatru pisze Katarzyna Warnawska.
Samotność, miłość i rozpaczliwa potrzeba bliskości to trójkąt, wokół którego rozgrywa się akcja spektaklu "Kobieta nad nami" w reżyserii Dariusza Szady-Borzyszkowskiego. Na środku przekomponowanej przestrzeni scenicznej - rozsypany piasek. Na nim żeliwny stelaż i porozrzucane metalowe panele. Ograniczeniem są srebrno-metalowe schody zakończone szklanymi drzwiczkami, a z drugiej strony przestrzeń kończy tafla mlecznobiałego szkła. Na metalowym fragmencie podłogi siedzi Caplin - ćmiący nerwowo papierosa człowieczek przezywany "Iwanem Durakiem" . Tuż obok niego - Łukojarow - postawny chłop o twarzy wypielęgnowanego dużego dziecka lubiącego zabawy z psem zabójcą. Wyłania się Gaczyn. Wszyscy skazani za piętnaście dni przymusowych robót porządkowych w domu pewnego mężczyzny i jego żony. Olga. Tytułowa kobieta nad nami. Właścicielka mieszkania. Kobieta fatalna - uosobienie ideału Gaczyna, Łukojarowa i - okazuje się później - także i Capl