EN

22.05.2024, 11:22 Wersja do druku

Giselle, tańcz!

„Giselle, tańcz!" Macieja Podstawnego w reż. Anny Obszańskiej w koprodukcji Teatru Współczesnego w Szczecinie i Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Daniel Źródlewski na blogu Teksty Źródłowe.

fot. Piotr Nykowski/mat. teatru

Spekatkl „Giselle, tańcz!” w reżyserii i choreografii Anny Obszańskiej mógłby stanowić teatralny pendant dla świetnie przyjętej realizacji Katarzyny Sikory „Dotyk za dotyk. Dancing” (premiera: styczeń 2023). Najpierw w foyer można by było zobaczyć performatywne widowisko o tańcu i jego interakcyjnej (integracyjnej?) roli, a później na dużej scenie „spektakl choreograficzny, inspirowany klasycznym baletem romantycznym, który odkrył najniebezpieczniejsze, najdziwaczniejsze figury choreograficzne, postawił tancerki na czubkach palców i nakazał im latać”.

Tytułowa Giselle to bohaterka uchodzącego za arcydzieło romantycznego baletu (muzyka: Adolphe Charles Adam, choreografia: Théophile Gautier, Jules-Henri Vernoy de Saint-Georges). Spektakl po raz pierwszy został pokazany w paryskim Théâtre de l'Académie Royale de Musique w 1841 roku. Od momentu premiery stanowi wzorzec klasycznego baletu, w którym upowszechniono właśnie taniec na puentach. Przez tancerzy uznawany jest za piekielnie trudny, a rola Giselle to absolutnie najwyższe wyżyny baletowego fachu. 

W pierwszym akapicie użyłem cytatu z opisu spektaklu nie z lenistwa, lecz faktycznie te słowa w pełni wyczerpują próbę skondensowanego jego opisu. Dla tej niecodziennej hybrydy baletu i teatru uknułem też własną definicję tworząc pojęcie „baletu dramatycznego”. Rzecz wysnułem z aktorskich wcieleń, gdzie aktorzy dramatyczni, wsparci przez wytrawnych tancerzy, kapitalnie naśladująteneczne figury. Przy czym nie rezygnują z technik przynależnych kreowaniu spekatklu stricte dramatycznego. Co ciekawe, „Giselle...” nie pada zbyt wiele słów! To opowieść tańcem.

Od lat z wielką ciekawością przyglądam się spektaklom tanecznym, utwierdzając się w przekonaniu, że ciałem można opowiedzieć znacznie więcej i pełniej niż słowem czy, choćby szerokim gestem. Nigdy nie pojmę jak można nauczyć się skomplikowanych choreografii i nie potrafię dać wiary, że to przecież… matematyka. Mam świadomość jak ta praca jest trudna i ile kosztuje wyrzeczeń. Wiem też jak bardzo wyniszcza organizm, w sensie fizycznym i jak bardzo jest kontuzyjna.

W popremierowych rozmowach słyszałem, że opowieść Obszańskiej ma charakter uniwersalny, że zamiast tancerza można tu podstawić dowolną figurę - wyczerpanego i zawodowo wypalonego pracownika korpo, sportowca, krawcową, spawacza, marynarza, sprzątaczkę, kasjerkę z dyskontu, a nawet namiętnego hydraulika. Możliw. Jednak wolę pozostać przy znaczeniach źródłowych (sic!) czyli świecie baletu. Reżyserce znakomicie udało się pokazać specyfikę tego środowiska, jego wymagania, wyzwania, fanaberię i kurestwa. Nie będzie tego w żadnym innym świecie, nawet namiętnych hydraulików.

Anna Obszańska bezkompromisowo pokazuje ten świat, obnażając jego prawdziwe, często skrywane przed widzem, oblicze. O tym, że zrobi to bez pudrowania świadczy już pierwsza scena, w której podczas niemiłosiernie długiej pauzy (wymowne!) oglądamy tancerki bezwładnie zawieszone na drążkach niczym… rzeźnicze mięso. Brutalność i przedmiotowość w traktowaniu tancerzy zostanie jeszcze pokazana w poruszających scenach wyrzucania niepotrzebnych, albo wynoszenia, tych które nie dały rady, w drewnianych skrzyniach na winogrona. Straszne! Niestety prawdziwe!

Droga do sławy, droga na szczyt w baletowym świecie to przede wszystkim trening i niewyobrażalne wyrzeczenia. Doświadczyła tego sama reżyserka, o czym w nagraniu audio przyznaje w finale spektaklu, opowiadając o udarze, jakiego doświadczyła na początku swojej tanecznej kariery. Wciąż słyszała: tańcz do utraty tchu, tańcz ile sił, tańcz do pełnego zatracenia! To wyznanie przydaje jej realizacji poruszającej wiarygodności.

Na strukturę spektaklu składają się trzy przestrzenie. Podstawową jest casting do roli Gisselle. Drugą – malarskie, metaforyczne sekwencje winobrania zaczerpnięte z libretta oryginału, zaś trzecią… szpitalna sala. Brawo dla zespołu technicznego teatru, który w niemal niezauważony sposób powołuje wszystkie te światy i wprawia w ruch teatralną maszynerię! Nie ma tu wirtualnych cudów, a jedynie analogowa praca mięśni i techniczna kreatywność, szczególnie, że park technologiczny Współczesnego jest dość archaiczny.  

Wplecenie winobrania z libretta XIX utworu zyskuje niezwykle symbolicznie znaczenia. Porównanie tancerzy do delikatnych winogron jest niezwykle… czułe. Z miejsca przypomniałem sobie, jak podczas ostatnich niespodziewanych majowych przymrozków właściciele zachodniopomorskich i lubuskich winnic walczyli by uratować winorośl. Przy niemal każdym krzaku pali pochodnie, by je ogrzać. Niektórzy decydowali się na użycie... helikoptera! Ruch śmigieł mieszał mroźne powietrze przy gruncie z cieplejszym powyżej niego.  Czyż nie na tym polega też ta niesłychana uwaga nad ciałem w przypadku tancerzy? Czyż zbieranie plonów gimnastycznego wyćwiczenia i poświęcenia nie jest podobne do winobrania? Wystarczy chwila, by owoce uległy zgnieceniu, zniszczeniu, czy to  fizycznie, czy n a skutek działałania jnieokiełzonych sił przyrody (anomalia pogodowe). A do tego kobiety dźwigające niebotycznie wielkie płócienne kosze, wypełnione winogronami… czyż to nie trafna metafora (zbyt) ciężkiej pracy tancerek i tancerzy?

Próby, a później casting, prowadzi zmanierowany i egzaltowany baletowy Mistrz. W tej roli przezabawny Arkadiusz Buszko. Trzeba zobaczyć go w niewiarygodnie pokrętnych (dosłownie) pozach i figurach, a przede wszystkim usłyszeć jego hmmm… francuski! Buszko posługuje się jedynie komunikatywnymi, prostymi zwrotami, pozostałe mamrocze niewyraźnie z odpowiednim akcentem. To znakomita  zabawa językową konwencją. W finałowych scenach tanecznego castingu Buszko z ekscentrycznego baletmistrza przeobraża się w baletowego potwora! Ta rola wymarzona dla znakomitego i wytrawnego autora ruchu scenicznego ((jak sam o sobie mówi Buszko - „ruchologa”)!

Chapeau bas dla Iwony Kowalskiej. Dojrzała aktorka zachwyciła nie tylko fizyczną sprawnością, ale też  finezyjną kokieteryjnością i wielką odwagą (mowa o wielu wymagających jej scenach). Świetnie wypadła także Adrianna Janowska-Moniuszko, która dotychczas ewidentnie skrywała taneczne talenty, doprawiając je jeszcze niespotykanym skupieniem i zaangażowaniem w psychologicznej konstrukcji postaci. Jej tancerka wydaje się być... porcelanowa. Barbara Biel zdradziła swoje muzyczne talenty – z uczuciem i wyczuciem akompaniowała baletowym zmaganiom


Stawiające pierwsze kroki w zawodzie (i to na puentach!) aktorki – Maria Wójtowicz, Agnieszka Ferenc oraz Magdalena Malik – świetnie odnalazły się na pograniczu teatru dramatycznego i spektaklu baletowego. Każda stworzyła zupełnie inną postać, nie tylko pod względem charakteru, ale też osobliwych „systemów” pracy w tańcu. Przy czym wykształcenie stricte taneczne posiada tylko jedna z nich – Ferenc. Magdalenie Malik przypadło zaś kreowanie trudnych finałowych scen, zaczerpniętych z biografii reżyserki. Wręcz rekonstruktorskie zacięcie sprawiło, że jest to rola bardzo przejmująca. 

Adam Kuzycz-Berezowski otrzymał bardzo trudne zadanie: pozornie jego postać ma charakter porządkowy, na co nawet wskazuje militarny kostium (z dziesiątkami funkcjonalnych kieszonek), ale spoczywa na nim wielka odpowiedzialność. W wielu układach choreograficznych ma kluczową rolę, jako partner tancerek, umożliwiając im wykonanie trudnych figur. Nienadaremno ma na stopach baletki!

Kacper Kujawa, zaskoczył żonglerką technik tanecznych i dramatycznych (wszystko w aurze przerysowanej egzaltacji). Świetny ruchowo aktor rozbawił publiczność do łez w jedynej w spektaklu scenie mówionej (abstrahując od francuskiego mamrotania Buszki). W absolutnie niepodrabialnym stylu udało mu się w zaledwie kilka minut streścić libretto oryginalnej „Giselle”. I to jak!

Jest jeszcze aktor, który nie zdążył zagrać w Giselle… A z pewnością zrobiłby to brawurowo! To nieodżałowany Wiesław Orłowski, który zaczął próby do spektaklu, ale odszedł ze sceny życia w lutym bieżącego roku. Koledzy nie zapomnieli jednak o Wieśku! Na fortepianie stanęły jego fotografie, które w jednej ze scen… Wiesiu! Brakuje Ciebie! Brakuje…

Spektakl Anny Obszańskiej zachwyca niesamowicie plastycznymi scenami. I to pomimo tego, że reżyserka „ogołociła” scenę Współczesnego ze wszelkich tkanin czy kotar pokazując trzewia teatralnej maszynerii po sam horyzont. Plątanina lin, sznurów, rusztowań, ramp przypomina jakąś smutną industrialną przestrzeń, ale gdy trzeba zmienia się w plątanie winnych krzewów z toskańskich zboczy. Część scen tworzy na bliskim planie przy pomocy ruchomych sztankietów, a całość „zdobią” wielkogabarytowe elementy scenografii z innych spektakli teatru. Wszak akcja dzieje się w teatrze! Czego nie widać? (vide farsa Michaela Frayna).

To nie tylko obrazy i figury „malowane” pięknem ciała, które taniec wydobywa. Wiele ze scen mogło by śmiało znaleźć się na malarskim płótnie, niektóre przywodzą na myśl słynną „Czerwoną winnicę w Arles” Vincenta van Gogha (1888). Poraża brutalna symbolika rzeźniczej sekwencji otwierającej spektakl, zachwycają kolejne figury taneczne, stopklatki wyrafinowanych choreografii, a reszcie brawurowe sy uznania dla Aceny winobrania. Tutaj wyrazleksandra Prowalińskiego, reżysera świateł, albo wręcz czarodzieja świateł. Szczególnie za scenę burzy nad winnicą. Ach!

Kostiumy Mateusza Jagodzińskiego stanowią przekrój albo wypadkową stroju baletnicy na przestrzeni wieków. W finałowych scenach spektaklu projektant jednak totalnie odlatuje! Jego „medyczne” kostiumy – blistry, igły, wenflony – mogłyby trafić na wystawę sztuki aktualnej vel konceptualnej i zająć wysokie miejsce w kategorii „dzieła kontrowersyjne”.

Małgorzata Penkalla, autorka muzyki osiągnęła pełne zespolenie kompozycji i dźwięków z akcją. Jej ilustracje zlewają się z tańcem i aktorskimi działaniami. Jedno wynika z drugiego. Maestria!

„Giselle, tańcz!” to ciekawa i atrakcyjna dla widza propozycja. Możliwość „podglądania” wszelkich kulis zawsze intryguje i wciąga. Opowieść Obszańskiej obciążona jest biograficzną tragedią, ale ta dodaje snutej opowieści prawdziwych emocji i szczerości. Współczesny teatr, który nieustannie oddala się od czystej formy dramatu poszukuje swojej tożsamości. „Giselle” ową tożsamość odnajduje w wielu poza dramatycznych przestrzeniach – formalnej (tanecznej), technicznej (kreowanie przestrzeni), merytorycznej (opowieść) i metaforycznej (poziomy symboliczne).

Tytuł oryginalny

Giselle, tańcz!

Źródło:

Teksty Źródłowe
Link do źródła

Autor:

Daniel Źródlewski

Data publikacji oryginału:

21.05.2024