EN

17.04.2023, 16:42 Wersja do druku

Gejowskie love story z Auschwitz w tle. Świetny spektakl o pewnym polskim Żydzie

„Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia" Ishbel Szatrawskiej w reż. Łukasza Kosa w Teatrze im. S. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Witold Mrozek w „Gazecie Wyborczej".

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

Co w Hollywood robi Żyd z Łodzi? Gra wodza Komanczów, oczywiście. Poza tym tęskni za kochankiem i jest ścigany przez FBI. Mowa o bohaterze "Żywotu i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia".

Hersh Libkin chce być aktorem, więc jedzie do Hollywood. Przeżył łódzkie getto, przeżył Auschwitz. Wciąż są lata 40., a w nowej ojczyźnie nie wszyscy – nawet nie wszyscy Żydzi – wierzą, że te obozy to naprawdę aż tak strasznie wyglądały. Tak zaczyna się „Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia" – spektakl Łukasza Kosa w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach wg dramatu, który autorce, Ishbel Szatrawskiej, przyniósł nominację do tegorocznego Paszportu "Polityki" i nagrodę Odkrycie Empiku.

Dla młodego, walczącego z obcym akcentem polskiego Żyda, Hollywood ma skromną propozycję. Hersh ma w westernie zagrać czarny charakter – młodego wodza Komanczów. Tak się składa, że wszystkich Komanczów grają Żydzi, a szlachetnych kowbojów – chrześcijańscy biali Anglosasi.

Nasz bohater z radością jednak bierze się do pracy. A w wolnych chwilach próbuje dodzwonić się do dawnej miłości – obecnie komunistycznego działacza i zapalonego organizatora budowy Polski Ludowej. Może dlatego wkrótce zainteresuje się nim FBI i komisja senatora McCarthy’ego. USA jest bowiem w fazie szpiegomanii i polowania na czerwone czarownice, w trakcie którego szczególną uwagę poświęcono Hollywood. Podejrzenia nie ominą nawet Humphreya Bogarta i jego żony Lauren Bacall, których postaci w kieleckim spektaklu też się pojawią.

"Wspaniałe mroki ludzkiej duszy"

Libkin jest postacią fikcyjną, ale jego los zdaje się mieścić w sobie wiele rzeczywistych biografii. Szatrawska dramaty pisze „po bożemu", czyli, z grubsza, po amerykańsku. Są tu realistyczne, zarysowane postaci, opowiedziana mniej lub bardziej linearnie fabuła, konflikt. Trudno zarazem nie zauważyć inspiracji słynnymi „Aniołami w Ameryce" Tony’ego Kushnera - nie tylko ze względu na temat z pogranicza społeczności żydowskiej i społeczności LGBT+ w Ameryce, ale też dlatego, że społeczny realizm przeplata się tu z mistycyzującymi fantazjami. A szeroka historyczna panorama - z indywidualną opowieścią.

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

Składa się to na wciągający przekładaniec. Dramat Szatrawskiej - i spektakl Kosa też - rozgrywa się na kilku poziomach. Po pierwsze, mamy tu historyczną anegdotę zabarwioną czarnym humorem - o tym, jak to Żydzi „Indian" w Hollywood grali i jak „ojczyzna wolności" witała ich po wojennym koszmarze delikatnie zawoalowanym antysemityzmem i innymi uprzedzeniami.

Po drugie, mamy historię nieszczęśliwego małżeństwa homoseksualnego mężczyzny; związku zawartego pod społeczną presją i opartego na kłamstwie. Ta polityczna komedia i rodzinna tragifarsa podszyte są zaś tragedią o niewyobrażalnym ciężarze. Tę z kolei poznajemy, gdy okazuje się, co w opowieści Hersha było może urojeniem, a może kłamstwem, mającym chronić traumatyczną prawdę, ujawnioną w wywiadzie złożonym w United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie.

Wreszcie, trzecia warstwa „Żywotu i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia" to mocny manifest w sprawie pokazywania Żydówek i Żydów w polskiej kulturze w ogóle, a w teatrze zwłaszcza. Dostaje się tu - bez nazwiska, ale w sposób niepozostawiający wątpliwości - m.in. Tadeuszowi Słobodziankowi, autorowi „Naszej klasy".

To w tym dramacie - jedynym dramacie nagrodzonym dotąd Nike, jak pisze Szatrawska, „dwóch Polaków gwałci żydowską kobietę, którą zaraz zabiją w pogromie. Dwóch Polaków gwałci kobietę, która wie, że potem zginie, i co polski autor każe jej powiedzieć? Że nigdy nie było jej tak dobrze. Publiczność wstaje i klaszcze! Wspaniałe mroki ludzkiej duszy". To dokładne streszczenie sceny z „Lekcji VIII" dramatu Słobodzianka.

"Chcę być w końcu człowiekiem!"

Ale dostaje się też bardziej postępowym ujęciom czy wykorzystywaniu figury Żyda jako symbolu innych mniejszości albo spraw. „Żyd jako projekt. Żyd-koncepcja. Żyd-symbol", „tak zdyskursywizowany, że zupełnie zniknął" – krzyczą bohaterowie ze sceny. „Chcę być w końcu człowiekiem! Chcę, żeby w końcu ktoś spojrzał na mnie nie jak na kogoś, kto jest inny, czyje sprawy was nie dotyczą! Chcę, żeby moje radości i mój ból były czymś, z czym się identyfikujecie!" – krzyczy Hersh.

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

W scenie-manifeście mowa jest też o polskiej obsesji na punkcie wybielania postaw wobec Żydów w czasie okupacji. „Kto powtarza, że szmalcownictwo, donosicielstwo to był margines, dotyczący tylko środowisk patologicznych? Jak margines mógł doprowadzić do tego, że na dziesięciu Żydów przeżył jeden? Kto zatem odwracał wzrok?" – zostajemy z tym pytaniem.

Jakoś tak się stało, że najmocniejsze spektakle na temat polskiego antysemityzmu powstają akurat w mieście, w którym po wojnie miał miejsce pogrom. To o tym pogromie dobitne przedstawienie „1946" w tym samym teatrze zrobił w 2017 r. Remigiusz Brzyk.

Historia za historią

Wróćmy jednak do „Żywotu…". Atutem spektaklu jest fenomenalny Dawid Żłobiński w roli tytułowej. Żłobiński grywał w kieleckim teatrze, do tej pory drugie plany. Jako Hersh łączy subtelność i charyzmę. Świetne są też Joanna Kasperek, Beata Pszeniczna i Beata Wojciechowska we wspólnej roli zmarłej matki, nawiedzającej Hersha w wizjach.

Na scenie pojawia się też sam reżyser, Łukasz Kos. Gra wodza, którego Hersh, odurzony i skruszony, w narkotycznej wizji przeprasza za kulturowe zawłaszczenie – czyli stereotypowe odgrywanie westernowego „Indianina". Na to z kolei wódz, nie chowający urazy, odpowiada rozważaniami o midraszach, utrzymanymi w tonie przypominającym starego rabina. „Bardzo lubię to, że jedna historia pociąga za sobą drugą, że jest dużo dygresji, mamy bohatera, a w kolejnym rozdziale nagle opowiedziana jest historia kogoś z jego rodziny albo kogoś spotkanego po drodze" – mówi wódz. I to opowiadanie historii jest siłą kieleckiego przedstawienia.

Najbliższe przedstawienia „Żywotu i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia": 6 i 7 maja w Teatrze Żeromskiego w Kielcach.

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

Tytuł oryginalny

Gejowskie love story z Auschwitz w tle. Świetny spektakl o pewnym polskim Żydzie

Źródło:

„Gazeta Wyborcza” online

Link do źródła

Wszystkie teksty Gazety Wyborczej od 1998 roku są dostępne w internetowym Archiwum Gazety Wyborczej - największej bazie tekstów w języku polskim w sieci. Skorzystaj z prenumeraty Gazety Wyborczej.

Autor:

Witold Mrozek

Data publikacji oryginału:

15.04.2023