Trochę jakby całe zamieszanie wokół Starego Teatru ucichło. Wczorajsi rebelianci być może poprzestali na Mikosowej poniewierce. A może nie. Może to tylko na chwilę dech zaparty, bo tak by się gdzieś het gnało, gnało, tak by się nam serce śmiało - i jak tam dalej leci to chyba nie trzeba przypominać. Kto jak kto, ale Wyspiański pasuje tutaj jak ulał - pisze Katarzyna Oczkowska w portalu e-splot.pl
Trochę śmiesznie, a trochę strasznie, że młodopolski rebel stał się ulubieńcem dobrozmianowych admiratorów, którzy - zdaje się - "Wesela" nie docztali. Przecież jak nikt inny potrafił Wyspiański zmiarkować co to znaczy narodowe samozaoranie. Bo zaorana jest scena, zaorany jest zespół, ale zaorana jest również publiczność Starego Teatru. No i cóż tam panie w polityce? W jednym z wywiadów, który z Markiem Mikosem przeprowadziła Beata Kołodziej, dyrektor na pytanie o to, jaki będzie jego Stary Teatr, odpowiedział: "To będzie Teatr pani, mój, tego pana i tej pani, którzy siedzą przy stoliku obok. Teatr zespołu Starego Teatru. Nie tylko aktorów i nie tylko reżyserów. Teatr, który jest punktem odniesienia". Śmiech na sali, wiadomo, bo zespół nie miał i nie ma nic do gadania, a punktem odniesienia jest póki co program Jana Klaty. Ale ważny jest tu wątek publiczności, która miałaby być nie tylko odbiorcą, ale niejako uczestnikiem teatralnych