"Blanche i Marie" w reż. Cezarego Ibera w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Jarosław Klebaniuk w portalu wywrota.pl.
Kapitalna rola Anna Ilczuk w pewnym sensie "zrobiła" cały spektakl. Nie sposób było się nie uśmiechnąć, gdy prosiła niczym natrętne dziecko: "Mario, opisz występek" Przedstawienie rozpoczęło się w wolnym tempie i przez większość czasu tak się toczyło. Początkowe sceny były tak mało widowiskowe, że mogłyby niemal bez szkody dla efektu zagościć w radiu. Surowość scenografii, zwyczajność strojów, monotonia i brak ekspresywności w podawaniu tekstu - wszystko to oczywiście mogło być uzasadnione czerpaniem z eseistycznych, sprawozdawczych fragmentów prozy Enquista. Groziło jednak stworzeniem płaskiego, niejakiego przedstawienia. Pierwszym zwiastunem tego, że niebezpieczeństwo być może zostanie jednak zażegnane było sprowadzenie się przez Blanche (Anna Ilczuk) na czworaki i epatowanie wulgarną seksualnością. Wkrótce też aktorom spuszczono z nieba stroje imitujące te z odgrywanej epoki, prowokując u widza niegrzeczne, choć na szczęści