Nagroda TVP Kultura i podróż opolskiego "Baala" przez najważniejsze festiwale teatralne każą oddać MARKOWI FIEDOROWI to, co od dawna mu należne - pozycję jednego z najważniejszych polskich inscenizatorów.
Najpierw przyszła ulga. Jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień świata kultury przypadło człowiekowi, który za nic ma mody, nie krzyczy z nagłówków gazet mocnymi hasłami, nie zabiega o przychylność. Przeciwnie, od jakiegoś czasu okopał się w Opolu i Poznaniu i tam robi teatr. Efektowny, a nigdy efekciarski. Zwyczajnie mądry i zazwyczaj trafiający w punkt. Wiedzą o tym ci, którzy na teatralnym szlaku mają te miasta. Dziś trudno sobie wyobrazić polski teatr bez Marka Fiedora. Z Poznaniem i Opolem sprawa chyba nie jest przypadkowa. Zapewne w Polskim i u Kochanowskiego znaleźli się aktorzy, którzy niemal bez słów czytają intencje Fiedora, darzą go bezgranicznym zaufaniem. Dzięki temu - jak w "Baalu" - bez wahania rzucają się na najbardziej nawet ekstremalne zadania. Ale warto pamiętać, że reżyser ten nie ma w dorobku samych wybitnych spektakli. Zdarzały mu się wpadki z "Apokryfem wigilijnym", "Tryptykiem Wyspiański" czy "Don Juanem", a nie ta