Teatr z więzienia w Lublińcu pokazał wczoraj w Gdańsku poruszającą sztukę o przemocy wobec kobiet.
Marsz Mendelssohna i biała suknia z welonem - tak rozpoczyna się spektakl "Węzły życia". A potem wiadro z mopem, niedosolona lub zbyt słona zupa, podbite oko i wódka na stole jako forma ucieczki. Przedstawienie, w auli wydziału nauk społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, przygotował Teatr terapeutyczny kobiet osadzonych w Zakładzie Karnym w Lublińcu. - To wszystko moja wina. On jest dobry, ciężko pracuje na rodzinę. To moja wina. Głupia jestem. Nic nie zarabiam - żali się ze sceny główna bohaterka. To samo powtarza sąsiadce, ciotce, a przede wszystkim sobie. Wyżywa się na córce, wymierza kary. Każdy widzi, co się dzieje. Nie reaguje nikt. Sztukę wystawiono w ramach międzynarodowej konferencji "Kobieta w kulturze" organizowanej w tym roku pod hasłem "Kobieta, mężczyzna, miłość". Scenariusz jest oparty na historiach samych więźniarek, które zabiły, bo były bite, poniżane i maltretowane przez mężów, konkubentów i członków rodzin. A