Logo
Recenzje

Folwark Zwierzęcy

30.06.2025, 11:58 Wersja do druku

„Folwark Zwierzęcy” George'a Orwella w reż. Jana Klaty w Teatrze  Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Pisze Kamil Pycia na blogu Teatralna Kicia.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

To, że Orwell na dobre zakorzenił się w kulturze, a jego książki (niestety) pozostają bezsprzecznie aktualne mimo upływu lat, jest oczywistą oczywistością. Historię o zwierzętach przeganiających ludzkich ciemiężycieli z folwarku i tworzących swoją własną idealną krainę do życia, bazując na ideach równości i wolności, zna chyba większość ludzi. Za moich szkolnych zamierzchłych czasów – kiedy jeszcze Polacy nie znali ognia i bieżącej wody, i było nas dziesięcioro, i mieszkaliśmy w jeziorze – „Folwark zwierzęcy” był na liście lektur i omawiało się go na tyle dogłębnie, na ile pozwalał czas na lekcjach. Obstawiam zatem, że milenialsi starzy jak ja doskonale wiedzą, co się w tej opowieści dzieje.

Klata współpracując po raz pierwszy z Teatrem Śląskim, chwycił się właśnie „Folwarku zwierzęcego”, co nakręciło we mnie spore oczekiwania, bo znając od lat teatr tego reżysera oraz jego podejście do świata, całe przedsięwzięcie miało dla mnie ogromny potencjał. Dodatkowo apetyt pobudzał sam Teatr Śląski, sprzedając informacje, jak wielka i ważna jest to premiera, niemalże najważniejsza w ciągu ostatnich sezonów na ich scenie. Od dawna jednak wiadomo, że podsycanie takich emocji może być też zgubne dla spektaklu i twórców, bo rozpędzone oczekiwania mogą bardzo łatwo zamienić się w kolejkę górską z „Oszukać przeznaczenie 2”, czyli wykoleić się w spektakularnej kakofonii wybuchów i wrzasków. Niestety trochę z takim właśnie incydentem mamy według mnie do czynienia w przypadku tego spektaklu.

Klata i Markiewicz adaptując książkę Orwella, nie dokonują żadnego przewrotu – spokojnie i z ogromnym szacunkiem podkreślają pewne elementy historii, ale zupełnie nie odcinają się od tekstu źródłowego i skupiają się raczej na przedstawieniu widzowi dobrze znanej fabuły, nie dodając od siebie za wiele w kwestii ogólnego wydźwięku i morału. Krok po kroku śledzimy rewoltę zwierząt i ich wyzwolenie się pod przywództwem świń spod jarzma Pana Jonesa. Można śmiało powiedzieć, że tak naprawdę twórcy jedynie powtarzają to, co już zostało przekazane na kartach powieści i jest to w moim odczuciu mocno asekuranckie. W trakcie rozwoju wydarzeń podbijane jest jedynie to, jak bardzo podzielone stają się zwierzęta i jakim archetypom rewolucji politycznej odpowiadają – głupie owce idą ślepo za każdym hasłem i powtarzają je bez zastanowienia, koń Bokser gorliwie wierzy w  dobre intencje swoich przywódców i oddaje całe swoje życie idei, a sfora psów staje się swoistą policją nowego ładu, która bezlitośnie tłumi każdą próbę kwestionowania nowych porządków. Jest to na tyle jaskrawo podkreślany motyw, że mamy pewność, że każdy będzie go w stanie zauważyć.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Jednym z ciekawszych zabiegów, które podobały mi się w tym spektaklu, było zupełne wycięcie obecności człowieka na scenie – staje się on niewidocznym wrogiem, który ani razu nie ukazuje się naszym oczom. Słyszymy o nim tylko w opowieści świń i z relacji o rzekomej bitwie o folwark kończącej się wygnaniem ciemiężycieli. Dobrze wpisuje się to w kontekst przedstawienia politycznej rozgrywki, gdzie zawsze musi być określony jakiś wróg i nieważne jest to, czy jest on prawdziwy, czy tylko wymyślony – musi się jednak pojawić, aby móc straszyć nim w przyszłości jednostki próbujące wychylić głowę i zadać niewygodne pytania. Wielokrotnie pada ze sceny pytanie: „Czy chcecie, żeby człowiek wrócił i żeby znów było źle?”, jednak człowieka nigdy nie widzieliśmy w scenicznym pejzażu. Czy zatem Pan Jones realnie kiedyś istniał, czy jest jedynie chochołem wymyślonym przez świnie, aby trzymać w ryzach  pozostałe – nie do końca rozgarnięte – zwierzęta? Jednocześnie w jednej ze scen jesteśmy świadkami dmuchania ogromnej podobizny wieprza, który góruje nad sceną, a w momencie, gdy zaczyna schodzić z niego powietrze, zwierzęta za wszelką cenę starają się ratować jego wizerunek podtrzymując flaczejącą podobiznę jak najbardziej w pionie, w obawie o powrót złego człowieka – dobitny obraz tego, że bez wsparcia maluczkich wielcy dyktatorzy nie mają szans istnieć, a jedyne co pomaga utrzymać im się przy władzy, to strach przed wspólnym wrogiem.

Mam wrażenie, że gdzieś w ¾ spektaklu Klata przypomniał sobie, że fajnie by było, gdyby jego „Folwark…” opowiadał o czymś innym, niż tylko wątek rozwoju totalitarnego imperium Prosiaczka, więc nagle pojawia się kwestia przemysłowego mordowania zwierząt na potrzeby człowieka i podkreślanie jak bezlitosny i zupełnie odbierający im godność jest to biznes.

Jednak ten wątek tak szybko jak się pojawia, tak samo szybko znika, co spowodowało u mnie niemałe zdziwienie i postawiło ten spektakl w sporym rozkroku pomiędzy do końca wyegzekwowaną inscenizacją powieści Orwella, a zaledwie lekko liźniętym motywem szacunku do zwierząt, zmuszającym do zastanowienia się nad zarządzanym przez ludzi przemysłem śmierci. Finalnie daje nam to tak naprawdę mocno szkolny bryk –  w sam raz do zapoznania się z treścią książki – utrzymany jednocześnie w mocno Klatowej estetyce.

Bo jeśli chodzi o samą formę spektaklu, to mam nieodparte wrażenie, że mamy tutaj reżysera na autopilocie – pojawiają się jego dobrze znane chwyty takie, jak przesterowana muzyka, wykorzystanie znanych przebojów czy wygrane z rozmachem sceny zbiorowe. Tylko i aż typowy Klata, czyli twórca, który nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ale też przyzwyczaił mnie do tego, że jego spektakle zazwyczaj parzą, a tutaj mamy tylko 36,6 stopnia Celsjusza.

W ogólnym rozrachunku „Folwark zwierzęcy” w Teatrze Śląskim nie jest spektakle złym, jest po prostu rozczarowujący w perspektywie tego, do czego przyzwyczaił mnie reżyser i do poziomu hype’u, jaki nakręcił sam teatr wokół tej premiery. Obejrzałem to bez znudzenia, momentami nawet rozemocjonowany, niemniej pozostał ogromny niedosyt. Gdybym był szesnastolatkiem, to może byłbym zachwycony, ale nim nie jestem, a dodatkowo gdzieś to już widziałem, i to za dużo razy.

Źródło:

teatralna-kicia.tumblr.com
Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Data publikacji oryginału:

30.06.2025

Sprawdź także