Program tegorocznej edycji bardziej przypominał łapankę niż przemyślany wybór. Przed działaczami Fundacji Theatrum Gedanense (organizatorów festiwalu) wiele pracy, by za rok oglądaniu realizacji szekspirowskich nie towarzyszyło poczucie przypadkowości wykonawców. XI Festiwal Szekspirowski podsumowuje Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.
Dziewięć spektakli, jakie obejrzeli widzowie XI Festiwalu Szekspirowskiego, nie daje się ująć w jeden obraz. Często jednym punktem wspólnym między realizacjami była postać autora dramatów. Niekiedy autora tylko z nazwy. Większość na festiwalu stanowiły inscenizacje zagraniczne, choć nie wszystkie z nich uznać można za szczególnie udane. Trudno narzekać na brak sław podczas festiwalu, bo takich fachowców jak Lew Dodin, Roberto Ciulli czy Robert Sturua raczej przedstawiać nie trzeba. Jednak do rangi głównego problemu XI edycji urosła kwestia postrzegania awangardy w różnych społeczeństwach i efektów przekładania tejże na język teatru. Innym zagadnieniem, jakie nieuchronnie towarzyszyło oglądaniu przedstawień, było to, w którym miejscu kończy się wielkość reżysera, a zaczyna jego mit. Polskie realizacje pozostały w cieniu. Jedynym spektaklem, który rzucił nowe światło na twórczość Szekspira, była "Miarka za miarkę" w reżyserii Ann