„Kolejność fal” Filipa Zawady w reż. Darii Kopiec we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Agnieszka Loranc z Nowej Siły Krytycznej.
„Kolejność fal” to kolejny spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego stworzony na podstawie sztuki nagrodzonej w ramach Konkursu Dramaturgicznego „Strefy kontaktu”, organizowanego przez ten teatr. Tekst Filipa Zawady wyreżyserowała i opatrzyła inwencją scenograficzną Daria Kopiec. Przedstawienie egzemplifikuje następujące po sobie stadia miłości: od palącego, młodzieńczego zachłyśnięcia się sobą, przez pozorną stabilność, aż po uciskające przyzwyczajenie. Historię jednej pary oglądamy w retrospektywnych trzech odsłonach.
On (Maciej Tomaszewski) – człowiek przyziemny, weterynarz, pogodzony z własnymi mankamentami, nieco konserwatywny; ona (Zina Kerste) – kobieta dystyngowana, marność dotychczasowego życia chce z jednej strony rozliczyć, ale z drugiej o niej zapomnieć, by jeszcze przeżyć coś ekscytującego. Oboje próbują z przekąsem wypierać nieuniknioną śmierć, jednak temat schyłku ich nie zbliża, są sobie coraz bardziej obcy. Wracamy do tego, co niegdyś ich łączyło. W rolę najmłodszej pary wciela się Dominika Probachta i Tomasz Taranta. Wsłuchujemy się w ich definicje miłości, patrzymy na niezdarną ceremonię ślubną, a także owoc ich miłości, który kiedyś stanie się powodem konfliktu. Biel ich kostiumów to symboliczna niewinność, czysta karta, którą z czasem zapełnią. Jolanta Solarz-Szwed i Rafał Cieluch, to para w wieku średnim, ona i on muszą nauczyć się siebie na nowo. Są w potrzasku dwóch skrajnych energii – inicjacji i schyłku życia. Próbują podtrzymywać kontakt, lecz zderzają się z oschłością, rozpamiętywaniem dawnych win. Koncepcji rozbicia postaci na troje wykonawców towarzyszy załamanie czasu i przestrzeni – najmłodsza para w pewnym momencie chowa się przed najstarszą, być może, by ich namiętność nie przygasła w zetknięciu z marazmem. Postaci niekiedy wchodzą między sobą w dialogi, jakby każda z nich próbowała odnaleźć to, za czym aktualnie tęskni lub do czego dąży.
Wydaje się, że to głównie z kobiet wypływa rozgoryczenie z powodu oczekiwań, których mężczyźni nie są w stanie spełnić. Ci jednak w jednej ze scen przenoszą się nad staw i zarzucają wędki, jakby szukali okazji do poruszenia tematów męskiej emocjonalności i ich podstawowych potrzeb. Z zakrapianych alkoholem marzeń o świecie bez kobiet szybko wracają na ziemię, trzeźwieją. Tylko one za (dosłownym) jednym kliknięciem mogą rozświetlić mrok – stwarzają świat i mężczyzn.
Daria Kopiec umieściła pary w scenerii toni oceanicznej: tam, gdzie najgłębiej, jest najciemniej, a gdzie najpłycej – najjaśniej. Tak więc scenom z najstarszą parą towarzyszy mrok, z trudem rozpoznajemy sylwetki, w sekwencjach z ich młodszymi wcieleniami reflektory gradacyjnie rozjaśniają Scenę na Strychu (światło: Daniel Piastowski). Muzyka, którą na żywo wykonuje Dominika Korzeniecka, wprowadza aurę tajemnicy i melancholii. Przypomina wydobywające się z otchłani oceanicznej dźwięki – niepokojące, ale zarazem pochłaniające. Spektaklowi towarzyszą sekwencje muzyki chóralnej (Aleksandra Gronowska), aktorzy śpiewają o tęsknocie za samotnością, o pamiętaniu zmarłych. To nie koniec wodnych motywów, Patrycja Fitzet zaprojektowała urzekające kostiumy w barwach bieli, zieleni i błękitów. Szkoda jednak, że pełnię ich soczystych odcieni można ujrzeć dopiero po przedstawieniu, gdy światło klimatyczne zamienia się w chłodne, studyjne.
Najistotniejszy elementem scenografii to uchylona instalacja z drewna w centrum, przypominająca obrotowe drzwi. Poniekąd kamufluje na wstępie akcję toczącą się między najstarszą parą, nie jest jednak szczelną barierą. Symbolizuje płynność relacji, to swego rodzaju portal, przez który pary i ich historie przedostają się do nas. Można traktować go jako taflę, bowiem wyświetlane są na nim wzburzone fale morskie, przypływy i odpływy, strugi deszczu, odzwierciedlające emocje bohaterów. Magdalena Parszewska w multimedialne efekty włączyła także kalejdoskopowe projekcje obrazów biblijnych Michała Anioła (na przykład „Stworzenie Adama”, „Sąd Ostateczny” – półnadzy aktorzy w powolnych ruchach i napięciu ciał stają się częścią obrazu) i Williama Blake’a (na przykład „Newton”). Wizualizacje korespondują z narracją, na przykład najstarsza z kobiet wykrzykuje mężowi senną wizji namiętnego zbliżenia z sąsiadem murarzem, które miało miejsce w Kaplicy Sykstyńskiej. Scena ta, do której choreografię stworzyła Aneta Jankowska, należy do najefektowniejszych w spektaklu.
„W każdym wieku jesteśmy do siebie podobni” – mówi jedna z postaci. I na tym właściwie „Kolejność fal” polega – ukazuje pełnię odcieni ludzkiego doświadczenia, odsłaniając w sposób fascynujący miłosne mechanizmy – od najjaśniejszej chwili po najgłębszą otchłań, od miłości do nienawiści.
Filip Zawada
„Kolejność fal”
reżyseria i scenografia: Daria Kopiec
prapremiera: 13 kwietnia 2024, Wrocławski Teatr Współczesny, Scena na Strychu
występują: Zina Kerste, Dominika Probachta, Jolanta Solarz-Szwed, Rafał Cieluch, Tomasz Taranta, Maciej Tomaszewski; muzyka na żywo: Dominika Korzeniecka
Agnieszka Loranc – studentka kulturoznawstwa i wiedzy o mediach na Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, członkini krakowskiego stowarzyszenia „Chodźże do teatru”.