„Poranny spektakl dla młodzieży, czyli poranny spektakl dla młodzieży” Szymona Jachimka w reż. Rafała Szumskiego w Teatrze Kameralnym im. Wandy Rucińskiej w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Nie do końca zgadzam się z opinią kierownika literackiego Teatru Kameralnego w Bydgoszczy, Szymona Jachimka, autora sztuki „Poranny spektakl dla młodzieży, czyli poranny spektakl dla młodzieży”, który twierdzi, że młodzież nie lubi teatru, a inscenizacja jego utworu, może w nich obudzić zainteresowanie tym rodzajem literackim, a przede wszystkim jego realizacjami.
Tymczasem w maju tego roku, jeszcze na długo przed premierą musicalu „Heathers” w Teatrze Syrena, udało mi się kupić trzy pojedyncze bilety na ten spektakl dopiero na 15 września. I muszę powiedzieć, że nie ja byłam inicjatorką tej wyprawy, ale moja domowa nastolatka właśnie. Jak się potem okazało, prawie sto procent widowni zajmowali licealiści, nadciągający z plecakami, torbami z różnych stron Polski, bo tych bardziej rzucających się w oczy, rozpoznawałam potem na peronach Dworca Centralnego, wracających do swoich domów. Podobnie jest z frekwencją na inne spektakle tego teatru. A na „Balladynę” w Rampie w reżyserii Joanny Zdrady, której premiera odbyła się 26 września, z wyjątkiem kilku pojedynczych miejsc, bilety są już niemal wyprzedane na najbliższe miesiące. Może więc powodu niewykupionych miejsc na widowniach innych teatrów podczas przedstawień dla młodzieży należy upatrywać w czymś innym?
No, w jednym z Szymonem Jachimkiem zgadzam się na pewno, nie zachwycają chałturnicze, nastawione na zysk, adaptacje klasyki, na które ściągane są potem dzieci i młodzież przez bardzo prężnie, przeważnie, działający teatralny dział organizacji widowni, a których powołaniu do scenicznego życia nie zapobiega profesjonalna rada artystyczna, bo często w teatrach jej po prostu nie ma.
A czyja to wina, że młodzież jest na kicze prowadzana do najbliższego teatru, kiedy w kraju powstaje wiele ciekawych inscenizacji klasyki; w gustownej scenografii, z charyzmatyczną obsadą, na które można organizować szkolne wycieczki? I to wcale niekoniecznie do Warszawy czy Krakowa. Bo Horzycowe „Noce i dnie” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego, też przecież lektura, od ponad dwóch lat robią ogromną karierę na teatralnej scenie kraju. Otrzymały m.in. pięć nagród na 60. Rzeszowskich Spotkaniach Teatralnych, plus Nagroda Nardellego dla Julii Szczepańskiej za debiut w roli Barbary Niechcic.
A jakimż zainteresowaniem młodzieży cieszył się choćby też nagrodzony „Strzałą Północy” na festiwalu w Koszalinie monodram Sary Lech „Te sprawy” w reżyserii Tomasza Kaczorowskiego, zrealizowany w TK w Bydgoszczy, o czym teatr zapomniał napomknąć przy prezentacji spektaklu na swojej stronie internetowej.
No właśnie, wróćmy zatem do Teatru Kameralnego i jego najnowszej premiery. Szymon Jachimek wraz z reżyserem Rafałem Szumskim w początkowej części spektaklu dali przykład karykaturalnej wręcz parodii zaznajamiania młodzieży z życiem i twórczością dwóch największych polskich wieszczów. Popularnemu kabareciarzowi Jachimkowi nawet nieźle się to udało. Obecni na sali, nieobsadzeni akurat w tym spektaklu aktorzy, ich rodziny i pracownicy teatru co chwilę zanosili się głośnym śmiechem.
Znakomitym, trzeba przyznać aktorstwem do tych wybuchów śmiechu doprowadzali - Judyta Wenda, Błażej Chorobiński, no i zwłaszcza wcielająca się w kilka postaci, w tym Eustachego Januszkiewicza, Magdalena Bochan- Jachimek. Już samo zresztą jej wejście w zaprojektowanym przez Magdalenę Gajewską kostiumie z epoki i recytacja „Pieśni Wajdeloty” bardzo rozbawiło publiczność. Bo trzeba przyznać, że bydgoski Teatr Kameralny ma naprawdę znakomity zespół aktorski, choć nie zawsze może właściwie wykorzystywany.
Ale wróćmy na scenę. Spektakl po trosze ma formę montażu, przypominającego dzieła ARTOS-u czy ESTRADY, które w bardzo dawnych latach nawiedzały szkoły mojego dzieciństwa, aż dziw jakim cudem duch tamtych czasów na chwilę tworzenia tego dramatycznego dzieła nawiedził pana Jachimka. Rzecz to kompletnie niespójna. Do jednego worka powrzucano kilka bardzo powierzchownie potraktowanych, nękających naszą rzeczywistość problemów. Tego nie sposób nawet nazwać publicystyką. To są po prostu wykrzykiwane hasła z dziedziny ekologii, psychologii, pedagogiki. Jedna prawdziwie komiczna scenka rozmowy rodziców z nastolatkami, jedna przepiękna choreograficznie, autorstwa Aleksandra Kopańskiego, do ciekawej muzyki Bartosza Dziadosza scena tańca hormonów, w które wcielają się Judyta Wenda (Hormonella) i Filip Łach (Hormon) w pięknych kostiumach wspomnianej już, Magdaleny Gajewskiej.
W środek spektaklu wmontowana jest rozmowa aktorów z publicznością. Na premierze do pewnego stopnia prawdopodobnie już w domu przygotowana z aktorskimi pociechami, na wypadek, gdyby publiczności nie chciało się zadawać pytań. Ja z tej rozmowy wyniosłam jedną cenną informację, że istnieje wśród piosenkarzy ktoś taki jak Fagata a jej przebój jest podobno wśród młodzieży popularny. Ale obecna na sali w niewielkiej grupce młodzież jakoś niechętnie się do tej znajomości przyznawała. Poczytałam sobie potem o tej influencerce w Internecie, zapoznałam się z jej przebojami na YouTube i zastanawiam się czy to jest dokładnie to, czym Teatr Kameralny pragnie do swoich podwoi przyciągać młodzież?