„Kabaret” John Kandera, Freda Ebba, Joe Masteroffa w reż. Małgorzaty Warsickiej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.
Musical „Kabaret”, jak nie jeden z hitów Broadwayu, doczekał się wielu wystawień na całym świecie. Mało kto nie zna słynnej filmowej adaptacji, w której główną rolę Sally Bowles zagrała Liza Minnelli. Co już stanowi trudność w kolejnym mierzeniu się z tym tytułem, łatwo o kopię. Można iść na skróty, scenę zamienić w kolorową szopkę, stylizowaną na berlińskie przedwojnie – „Kabaret ” ma bawić, zachwycać i nic więcej. Analiza czasu i miejsca, w którym toczą się losy bohaterów może jednak zapewnić nie tylko atrakcyjność widowiska, ale i nieść przesłanie rezonujące z teraźniejszością.
Ze zrozumieniem tekstu, pokazując, że pozornie niewinna grupa polityczna ma siłę destrukcji bomby atomowej, wystawiła „Kabaret” Małgorzata Warsicka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Spektakl jest zabawny, fascynuje musicalowym kunsztem, co po raz kolejny dowodzi wysokiej klasy bielskiego zespołu. Wykonawcy zachwycają interpretacjami utworów, nie raz puszczają oko do widza. Nie można oderwać oczu od sceny nie tylko za ich sprawą, inscenizacja oddaje charakter późnych lat trzydziestych XX wieku w Niemczech… i pozostawia widzów z przestrogą. Że nawet najpiękniejsza bajka może zamienić się w koszmar, a granica między nią a końcem świata jest cieńsza od nici.
Nim świat ulegnie transformacji, w kabarecie KitKat trwa zabawa. Zaraz zaczyna się show, które nie wróży rychłej zagłady tego świata. Reżyserka zdecydowała się na rozbicie postaci Mistrza Ceremonii na dwie osoby. Początkowo wydaje się, że ten zabieg jest zbędny, lecz sposób, w jaki Marta Gzowska-Sawicka i Adam Myrczek dialogują ze sobą, sprawia, że nie sposób wyobrazić sobie, gdyby tylko jedno z nich wcieliło się w rolę. Nie tylko prowadzą zabawę, ale budują napięcie, komentując wybory pozostałych bohaterów. Ich zachowanie odzwierciedla aurę, która mogła panować w przedwojennym Berlinie. Z kreatorów szampańskiej zabawy, szermujących frywolnymi dowcipami, przeistaczają się w coraz bardziej spiętych świadków rosnącej fali nazizmu. Poważnieją, a zamykając wieczór, mają posępne miny, maszerują sztywno przez scenę.
Proces ten obserwujemy z dwóch perspektyw. Pierwsza należy do cudzoziemców. Sally Bowles (Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt) i Cliff Bradshaw (Grzegorz Margas). Ona przybywa z Wielkiej Brytanii, on z Ameryki, zwabieni nocnym życiem Berlina, słynącym z wolności obyczajowej. Nic, że wynajmują podrzędny pokój, ważne, że są tu i teraz. Cliff dostrzega zmianę realiów, a gdy odczuje to na własnej skórze, opuszcza Niemcy. Sally nie jest ślepa na przemiany, ale postanawia żyć w teatralnym azylu najdłużej jak się da. Jest tu gwiazdą, to się nie zmienia, polityka zdaje się czymś odległym, nie wpływa na jej codzienność.
Drugą perspektywę zapewniają rodowici berlińczycy. Fräulein Schneider (Anna Guzik-Tylka) i Herr Schultz (Tomasz Lorek) przekonują się boleśnie, że polityka ma wpływ na ich życie i to całkiem realny. Oboje lata młodości mają już dawno za sobą. Ona jest starą panną, żyjącą z najmu pokoi (to u niej zatrzymali się Sally i Cliff), on wdowcem, właścicielem owocarni. Łączy ich uczucie bliskie zauroczeniu nastolatków, którzy nieumiejętnie usiłują ukryć przed światem to, co ich łączy. Pełna uroku gra pozorów zostaje brutalnie przerwana w dniu zaręczyn. Polityczni fanatycy zmuszają Fräulein Schneider do zerwania obietnicy zamążpójścia. Związek z Żydem mógłby spowodować odebranie zezwolenia na wynajem pokoi, który jest jej jedynym źródłem utrzymania.
Zatrważające, że mimo upływu lat od prapremiery musical Johna Kandera, Freda Ebba, Joego Masteroffa (1966) pozostaje aktualny. Wciąż ci, którzy dążą do przesadnej ingerencji w życie obywateli, gotowi są do terroru. W finałowej scenie Sally śpiewa, że „życie kabaretem jest”, ale nie ma w tym wykonaniu radości z pierwszego wejścia. Czarna suknia, przejmujący smutek w oczach, ona już wie, że te słowa to nieprawda. Zrozumiała, ale za późno. Nie bądźmy jak Sally i nie bagatelizujmy polityki, mogącej obrócić życie w tragedię.
Paweł Kluszczyński – autor recenzji, opowiadań, poezji, bajek i bloga ijestemspelniony.pl oraz kolaży; finalista kilku edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.