„3Siostry” według Antona Czechowa w reż. Luka Percevala, koprodukcja TR Warszawa i Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Pisze AK [Aneta Kyzioł] w Polityce.
Gwiazda europejskich scen, belgijski reżyser Luk Perceval, nie bierze jeńców. Zrealizowane z aktorami TR Warszawa i krakowskiego Starego „3Siostry" to Czechow pozbawiony tych jaśniejszych nut, humoru, choćby wisielczego, którymi autor nasączał smołę melancholii w swoich dramatach. To Czechow przeczytany przez teatr śmierci Tadeusza Kantora i dramat egzystencji Samuela Becketta. Nad wejściem na widownię reżyser powinien zawiesić kartkę z cytatem z „Boskiej komedii": „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie". Postarzali bohaterowie tkwią w czymś, co mogłoby być kolejnym kręgiem piekła Dantego, w przestrzeni zamkniętej z jednej strony przez olbrzymie, falujące pod wpływem dotyku i dźwięku lustro, z drugiej - przez monstrualny blejtram, po którym siostry będą się wspinać w desperackiej próbie ucieczki. Szansę mają marne, bo najtrudniej jest uciec z własnej głowy, pełnej resentymentów i strachu - gros spektaklu siostry (Maria Maj, Małgorzata Zawadzka, Natalia Kalita) i ich bliscy grają do lustra, wpatrzeni we własne odbicia. Nawet Natasza (Oksana Czerkaszyna/ Marta Ojrzyńska), pełna energii imigrantka ze Wschodu, buntująca się przeciw roli opiekunki w tym domu niespokojnej starości, jakim staje się zachodnia Europa, z czasem popada w melancholię. Całość, choć niepozbawiona piękna (wizualizacje Philipa Bussmanna, niepokojąca ścieżka dźwiękowa Karola Nepelskiego), jest tak mroczna, że aż korci, żeby w tych ciemnościach wypatrzyć światełko satyry na dzisiejsze, powszechne tendencje do czarnowidztwa.