"Starucha" w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Jarosław Klebaniuk na portalu Wywrota.pl.
Teatr nie musi być ani publicystyczny, ani uniwersalny. Może być po prostu zabawny, zachwycający, zaskakujący. Dobre aktorstwo, oryginalna warstwa dźwiękowa i włączenie w ruch sceniczny elementów pantomimicznych uczyniły "Staruchę" atrakcyjnym widowiskiem. Zegar ze wskazówkami udający zegar bez wskazówek, z którego udaje się jednak odczytać godzinę to jeden z absurdalnych rekwizytów w spektaklu z surową, niemal nieobecną scenografią. Znajdujemy tu jednak i drewnianą kulę o gładkiej powierzchni, i kapelusz, który nie wiadomo, czy "mój czy nie mój", i garnek, od którego pod wpływem niewlania wody odpadła emalia, i wreszcie flaszki, kieliszki, dużo flaszek. Na scenie panuje przywodząca na myśl Bułhakowowskie opowieści atmosfera artystowskiej degrengolady z pożyczaniem pieniędzy na wódkę, konsumowaną w Domu Prasy z jajkami na twardo i szprotami, pisaniem i chwaleniem się pisaniem, seksualnymi podbojami i pseudofilozoficznymi dialogami. Zgrzebne,