„Dziady" Adama Mickiewicza w reż. Mai Kleczewskiej Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego im. Iwana Franki w Iwano-Frankiwsku. Pisze Jan Bończa- Szabłowski w „Rzeczpospolitej Plus Minus".
Rzadko zdarza się spektakl, który przeżywa się w takich emocjach jak „Dziady" Mai Kleczewskiej z teatru w Iwano-Frankiwsku. Słowa o więźniach, ofiarach, niepewności jutra w takich okolicznościach porażają. Maja Kleczewska przygląda się „Dziadom" od dawna. Zawsze miała do nich stosunek niezwykle emocjonalny. Świadczyła o tym już pierwsza realizacja, przygotowana w teatrze opolskim w 2011 roku. Wtedy przybrały one formę performance'u. Aktorzy siadali wśród publiczności i mówiąc swoje kwestie, czekali na ich reakcje. I tak aktor grający Widmo Złego Pana z II części „Dziadów" siadał obok widza i wijąc się z pragnienia, prosił o szklankę wody. Wówczas nieoczekiwanie z drugiej strony tegoż widza pojawiał się ktoś, kto trzymał szklankę z wodą. Widz miał więc dokonać wyboru, czy ruszy go sumienie i da aktorowi tę szklankę, czy jednak pozostanie nieugięty i wierny literze utworu. Aktorzy byli gotowi na oba warianty.
Dużo głośniejsza, bo wpisana w nasze najnowsze dzieje, była wersja zrealizowana w Teatrze Słowackiego w Krakowie w 2021 roku. Tamta inscenizacja silnie dialogowała z ówczesną sytuacją polityczną, rządami Zjednoczonej Prawicy i czarnymi marszami. Po raz pierwszy chyba w scenicznej historii tego utworu Konrad był kobietą (znakomita Dominika Bednarczyk), która „czuła cierpienia narodu jak matka czuje w łonie bóle swego płodu". A Nowosilcow w interpretacji Jana Peszka bardzo przypominał cynizm i ignorancję niektórych przedstawicieli władz.
„Dziady" w Ukrainie zrobiła Maja Kleczewska dwa lata po krakowskiej premierze i wyraźnie z potrzeby serca. Ten spektakl broni godności człowieka, a słowa wypowiadane przez Gustawa Konrada brzmią wyjątkowo prawdziwie i tragicznie. Widzimy okopy, pustą scenę, gdzie przeżywamy heroizm i samotność bohatera, a także obojętność dzisiejszych celebrytów na balu w Cannes. Widzowie siedzą na scenie, a po wygaszeniu świateł słychać alarm bombowy. Natęża się on z każdą chwilą i dwie, może trzy minuty wydają się wiecznością. Czując dyskomfort, uświadamiamy sobie, że mieszkańcy Ukrainy przeżywają takie chwile niemal każdego dnia. I to w życiu realnym, a nie wygodnie siedząc w teatrze. U Mickiewicza byli studenci z Wilna informujący się o konkretnych aresztowaniach, więzionych lub poległych kolegach. U Kleczewskiej są żołnierze z Azowstalu w Mariupolu broniący ojczyzny. Nie w celi więziennej, tylko w okopie podczas kolejnej bitwy. Przysłuchuje się im młody człowiek, którego traktują jako kogoś wyjątkowego. Przyjaciela, powiernika, doświadczonego kolegę. To on potem upomni się o nich w Wielkiej Improwizacji. O charyzmie Romana Łuckiego Maja Kleczewska przekonała się, powierzając mu przed laty postać Hamleta w międzynarodowym spektaklu w Teatrze Polskim w Poznaniu. „Dziady" okazały się dużo większym wyzwaniem, ale Łucki jako Gustaw Konrad po prostu wstrząsa sumieniami. Przypomina trochę Russella Crowe'a z czasów, kiedy grał Gladiatora. Jego Wielka Improwizacja wbija w fotel. W tej kreacji jest siła, mądrość i wielka odwaga. Nigdy też aktor nie wpada w patos. Ta jego rozmowa z Bogiem z każdą minutą nabiera dramatyzmu, bo czujemy, w jakiej sytuacji znajduje się on i jego naród. Jakby czuł odpowiedzialność za każde wypowiadane słowo. A kwestie typu „Czym jest me życie? Ach jedną chwilką" porażają do bólu.
Po tym dramatycznym dialogu z Bogiem, który pozostał całkowicie obojętny i milczący, jest krótka chwila ciszy. Rozsuwa się kurtyna i wchodzi prawosławny duchowny. Niestety, nie przynosi pocieszenia i ukojenia. Jako przedstawiciel cerkwi jest Rosjaninem i traktuje Gustawa Konrada jako szaleńca, z którego należy wygonić złe duchy, a jego naród znów przyłączyć do prawowitej Matki Rosji. Gustawa Konrada jako Ukraińca czeka więc brutalny atak i upokorzenie. Zgodnie z wielowiekową tradycją Rosjanie „zbawiają" i „oczyszczają" poprzez tortury, tłumacząc wszystko wyższą koniecznością.
Druga część spektaklu to Bal u Senatora. Przypomina przyjęcie z udziałem dzisiejszych celebrytów i polityków. Senator, niczym Putin, patrzy na wszystkich z ironią i pogardą. Ma poczucie, że tylko silni liczą się na tym świecie. Otoczony jest grupą klakierów i sługusów. Pani Rollisonowa, by być wpuszczona na taki bal, musi również udawać celebrytkę. Jednak jej słowa porażają siłą i prawdą. Ale traktowana jest raczej jako „namolna kobieta", która wciąż rozprawia o jakiejś wojnie, a ta w sumie nikogo już nie obchodzi.
Spektakl Mai Kleczewskiej grany w Teatrze Narodowym w Iwano-Frankiwsku jednoczy Ukraińców, a zarazem promuje utwór Mickiewicza, o którym wielu Ukraińców dowiedziało się dopiero przed kilkunastoma laty. Bo też i „Dziady" na ten język zostały przetłumaczone dopiero w roku 2011.