- Mam pomysł na spektakl. Albo się uda, albo będzie katastrofa - mówił przed premierą "Dziadów" w Teatrze im. Żeromskiego reżyser Piotr Jędrzejas. Katastrofy nie było. Mistrzostwa, niestety, też nie.
Są dwie szkoły realizacji "Dziadów". Pierwsza nakazuje mówić o polityce i z Mickiewiczowskiego tekstu wydobywać ją tak, jak czynili to w słynnych inscenizacjach dramatu Kazimierz Dejmek w 1967 roku i Konrad Swinarski w 1973. Łatwo jednak stawiać na patriotyzm w czasach zniewolenia. Co zrobić z "Dziadami", gdy pieśń już nie musi zagrzewać do boju? I tu otwiera się droga dla wyznawców drugiej szkoły, którzy w romantycznym dramacie widzą przede wszystkim magię, obrzędowość, piękną opowieść o miłości, wędrówce dusz i odwiecznej walce dobra ze złem. Tak zrobił Wyspiański w adaptacji "Dziadów" z 1901 roku i tym tropem poszedł Piotr Jędrzejas. Z takiego myślenia o mickiewiczowskim teatrze zrodziła się najlepsza scena kieleckiej inscenizacji, zaczerpnięta z II części "Dziadów". Oto w cmentarnej kaplicy spotykają się wyznawcy sekty i rozpoczynają obrzęd dziadów. W trakcie rytualnego wpadania w trans ich ciała nawiedzają duchy. Jędrzejas w