Rozpadł się najbardziej gorący duet w polskim teatrze: Klata -Majewski. Część środowiska martwi się, jak teraz będzie wyglądała rzeczywistość krakowskiej sceny narodowej, gdzie ponoć Majewski pełnił funkcję osoby łagodzącej nadmierne emocje i impulsywność Klaty. Ja bym się o to nie martwił - pisze Marek Kręskawiec w Dzienniku Polskim.
Od samopoczucia pracowników Starego Teatru ważniejszy jest dla mnie fakt, że znika osoba w dużej mierze odpowiedzialna za dobór repertuaru i reżyserów, którzy zdominowali krakowską scenę podczas ostatnich dwóch lat. Znika też człowiek, który irytował publiczność przekonaniem, że ma prawo oraz odpowiednią szczyptę talentu, by bez umiaru grzebać w tekstach arcydzieł. Co z tego wychodziło? Zazwyczaj nic mądrego. I to jest zasadniczy problem: gadżeciarstwo oraz płycizna. W efekcie Stary Teatr czasów Klaty jest konsekwentnie pomijany przy nagrodach na festiwalach, a niemal każde kolejne przedstawienie zbiera cięgi od krytyków. I to nawet tych bardzo życzliwych Klacie, którzy stanęli murem za dyrektorem po hucpie, jaką środowiska prawicowe zorganizowały podczas sztuki "Do Damaszku". Zresztą Jan Klata powinien im podziękować za wsparcie, gdyż atak na spektakl na długie miesiące zakłócił dyskusję o rzeczywistym poziomie sztuki w Starym, dyrekto