EN

31.12.2024, 15:10 Wersja do druku

Dwoje na ławeczce

„Miło cię było zobaczyć” Bartosza Cwalińskiego i Stanisława Chludzińskiego w reż. Stanisława Chludzińskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska na blogu Z pierwszego rzędu.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Panta rhei. Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki.
Mądrzy ludzie i książki swoje, a my – swoje. Nie da się? A może jednak?

Hania i Wojtek w szkole średniej byli nierozłączni. Odgadujący swoje myśli, robiący za drugą osobę to, czego się bała, zakochani. Niczego się nie wyprą – kasety VHS, jak strażniczki pamięci, przechowują obrazy (to nic, że nieco zatarte i ziarniste).
Spotykają się po dwudziestu latach na przystanku w Kończycach – dzielnicy Zabrza. Po krótkiej, dość niezręcznej wymianie zdań ona zaprasza go do swojego domu rodzinnego. Jest w nim przejazdem, by domknąć pewne sprawy. W mieszkaniu, gdzie zatrzymał się czas, przy stoliku na wysoki połysk (w moim domu nazywano taki okolicznościowym), na wersalce i w fotelu przykrytych ochronną folią, przed telewizorem z kineskopem, pośród pudeł zapełnionych wideokasetami – następuje moment zawieszenia pomiędzy tym, co jest, i tym, co wydarzy się jutro.

Bohaterowie zaczynają grać w kolejne gry – bo mówienie wprost o rzeczach ważnych przychodziło łatwo przed laty, nie teraz. Dzięki nim coraz bardziej się otwierają. „Nie mam marzenia, w którym by ciebie nie było” – porywa się w pewnej chwili na wyznanie mężczyzna. Brzmi ono równie romantycznie, co desperacko. Każde z nich ma przecież swoje życie gdzie indziej, a w nim – własne klęski, żal i rozpacz.

Czy warto ryzykować pozbawione fajerwerków, nieudolnie, bo nieudolnie, ale jednak jakoś poukładane, dotychczasowe życie dla kogoś, kogo tak dobrze się zna, ale już nic się o nim nie wie? Czy relację można oprzeć na tym, co było? Oboje obserwują, sprawdzają teren, ale mimo prób reanimowania przeszłości za pomocą fragmentów nagrań, piosenek, ulubionej kreskówki chyba od początku nie mają złudzeń.

Inspiracją dla „Miło cię było zobaczyć” jest film „Blue Jay” Alexa Lehmanna, ale skojarzenia z „Przed zachodem słońca” Richarda Linklatera także nie są pozbawione podstaw.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Twórcy sztuki to dwudziestokilkulatkowie, tzw. „zetki” – bez wypominania wieku i przynależności pokoleniowej jednak się nie obejdzie. Bo – rzec by można z mieszaniną wyższości i pobłażania – co oni wiedzą o dojrzałości? O momencie, w którym smuga cienia przestaje być tylko poetycką frazą, a staje się czymś bardzo konkretnym?

Wiedzą. Reżyser i współautor tekstu Stanisław Chludziński, świeżo upieczony absolwent reżyserii w krakowskiej AST, mówi, że chce robić teatr dramatyczny, nie post-dramatyczny, oraz że najbardziej interesuje go opowiadanie historii. Bartosz Cwaliński, dramaturg i aktor, podczas premiery krytycznej wspominał, że pisząc, wykorzystywał także własne doświadczenia.
Obaj są wyczuleni na prawdę słowa, na autentyczność scen, na znaczenia, jakie ze sobą niosą. Podkreślali, że w czasie prób słuchali tego, co mają do powiedzenia starsi od nich aktorzy. A ci są wyśmienici.

Agnieszka Radzikowska i Michał Żurawski (popisowo zagrali wcześniej małżeństwo w filmie „Strzępy” Beaty Dzianowicz) reagują na siebie uważnie i z precyzją.

Hania swoje rozczarowania i pragnienie miłości chowa za potokami słów i gestów. Czasem nieruchomieje w zamyśleniu, a wtedy widać jej kruchość. Wojtek – rozżalony wobec świata, wściekły, gwałtowny, tylko na chwilę winy za swoje niepowodzenia przerzuca wyłącznie na innych. Potrafi je także ironicznie (i autoironicznie) spuentować.

W zbudowanej przez Aleksandrę Grabowską przestrzeni Sceny w Malarni, intymnej, ograniczonej rzędami foteli po obu stronach, a od góry zamkniętej panelem-ekranem, bohaterowie – ze swoimi rozterkami i zagubieniem, popełnionymi błędami i niezaspokojonymi pragnieniami – są bardzo bliscy widzom.

„Miło cię było zobaczyć” w osi fabularnej karmi się nostalgią, ale w niej nie grzęźnie. Rozbija wizję idealnej przeszłości; wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, ale najbardziej nie ma nas w tym, co było wiele lat temu. Ciężar tej świadomości jednak nie przytłacza, bo znajduje się tu też odrobina miejsca na akceptację obecnego stanu rzeczy (która być może doprowadzi do pożądanych zmian), a obok gorzkiej refleksji pojawia się humor.

To kawał uczciwie zrobionego, dobrego, mądrego teatru.

Tytuł oryginalny

Dwoje na ławeczce – „Miło cię było zobaczyć”

Źródło:

http://zpierwszegorzedu.pl
Link do źródła