Nie dorobiły się, nie zamykają się w strzeżonych osiedlach. Nie zdziwaczały, nie paradują w kolorowych makijażach po ulicy, odgrywając dawne role. Jeszcze do niedawna wydawało się, że ich sława na dobre przebrzmiała. Pojawiały się raz na jakiś czas w "Rewii", w "Tele Tygodniu", w "Claudii". Ale to była tylko cisza przed burzą. Brylska zbiera owacje w Rosji, Nehrebecka wróciła z Belgii i zaczyna próby w Dramatycznym, Lothe konsekwentnie przebija się ze swoim teatrem przez szklany sufit warszawskich przyzwyczajeń - pisze Karolina Sulej w magazynie Exklusiv.
Kiedy przyjmowano Barbarę Brylską na Wydział Aktorski PWSTiF, członkowie komisji egzaminacyjnej podjęli decyzję jeszcze przed zakończeniem występu. - To piękna dziewczyna - szepnął ktoś z szacownego gremium. - A każdej kinematografii piękne dziewczęta są potrzebne jak sól. Seksbomba gwarantuje oglądalność. Ideał kobiety socrealistycznej to dziewczyna mocarna, androgyniczna, pozbawiona potencjału erotycznego. Po październikowej odwilży okazało się jednak, że kultura nie przetrwa bez odrobiny seksapilu. "Przekrój" drukował krzyżówki z "kociakiem", robiono pierwsze profesjonalne sesje modowe. Szła młodość - debiutujące aktorki, które dostawały nagle lukratywne angaże, nie były pewne swojego warsztatu, ale za to inni byli pewni ich urody. Chociaż soli nikt nie je jako osobnego dania. Dziewczyny "do smaku" bywały tymczasem ponadprzeciętnie zdolne i warte większej sprawy niż role w komediach "małej stabilizacji" czy dekorowanie ekranizacji liter