EN

25.06.2021, 12:12 Wersja do druku

Porozmawiaj z Nią

"Ten okrutny mrok" Compagni Pippo Delbono na IV Międzynarodowym Festiwalu Open The Door online. Pisze Tomasz Domagała w Dzienniku Festiwalowym "Drzwi otwarte" na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.

fot. mat. organizatora

Czwartek, 24 czerwca 2021

Porozmawiaj z Nią – o spektaklu Ten okrutny mrok Compagni Pippo Delbono

W finale spektaklu główny bohater, grany przez samego reżysera, rozbiera się i zaczyna tańczyć. Taniec ten trwa jeszcze w najlepsze, gdy na scenie pojawia się korowód postaci w czarnych strojach z pomalowanymi na biało twarzami (ta upiorna, wampiryczna grupa w poprzedniej scenie tworzyła kontrapunkt dla ubranego na biało Bohatera). I choć prowadzi je kolorowy Pierrot (a może właśnie dlatego), powstaje wrażenie, że to oryginalna wersja danse macabre. Grande finale życia Bohatera, które to mieliśmy okazję przez ponad godzinę na scenie przeżywać. Wszyscy tańczą i kłaniają się nam nisko, teatr przechodzi w życie; to, co widzieliśmy na scenie, zostaje nam oddane. Cykl teatralnego rytuału się dopełnia.

A wszystko zaczyna się na pustej, białej scenie, ograniczonej wielkimi ścianami w tym samym kolorze. W owej przestrzeni leży prawie całkiem nagi Bohater. Na twarzy ma maskę, nie wiemy więc, czy śpi, czy może nie żyje. Jest niezwykle wychudzony (gra go inny aktor). W pewnym momencie podnosi się (budzi? rodzi?), układa wygodnie, z offu zaś odzywa się jego – w domyśle – głos. Słyszymy, że będąc w Birmie, znalazł książkę amerykańskiego pisarza, Harolda Brodkeya, This Wild Darkness, która jest w istocie kroniką umierania na AIDS. Teraz wszystkie teatralne klocki zaczynają pasować, ciało aktora zaczyna pracować na opowieść Bohatera, którą zaczynamy rozumieć. Będziemy towarzyszyć bohaterowi w ostatniej drodze, która może z powodzeniem stać się nie tylko metaforą ostatnich miesięcy, liczonych od momentu pojawienia się choroby do śmierci, lecz także metaforą ludzkiego życia, tej śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową (podobnie jak AIDS).

Gdy się przyjrzymy tej całej opowieści uważnie, możemy zobaczyć, że ma ona sens, zarówno gdy idziemy za nią linearnie, jak i gdy czytamy ją wspak. Nagi Bohater budzi się na scenie, pojawia się krew, potem szpital i życie zakończone rozebraniem się i uczestnictwem w tańcu śmierci. Od końca wygląda to równie pasjonująco. Mamy więc korowód jakichś postaci, które (czytając teraz wspak) Bohater opuszcza (rodzi się), performuje prawie nago taniec dzikiej radości, potem spotyka te same czarne postaci w przestrzeni na kształt kościoła, ucieka im, przeżywa życie, żeby w miarę upływu czasu zachorować, zmienić się w wychudzoną wersję własnej osoby, założyć maskę śmierci. Pojawia się szpital, krew, odkrycie książki Brodkeya, która w jakiś niezwykły sposób oddaje jego życie, wreszcie Bohater kładzie się w pustej, białej przestrzeni i zasypia – czy na wieczność? Wydaje się, że nie, w takim bowiem ujęciu początek życia jest również ewidentnie jego końcem – i vice versa.

A zatem Pippo Delbono, wykorzystując nieskończoność teatralnego rytuału i jego cykliczność, opowiada nam o istocie życia i śmierci, o ich przemienności i nierozerwalności. Włoski mistrz zdaje się sugerować, że skoro nie wiemy, skąd przychodzimy na świat i gdzie się udajemy po śmierci, trzeba rozmyślać o tych dwóch przestrzeniach jako tym samym miejscu, zastanawiając się jednocześnie, czym ta tytułowa ciemność może być. Że ciemność jest tu kluczem, nie mam wątpliwości – w końcu jest ona i kresem życia, i kresem teatru. Niezwykle pięknie wybrzmiał mi w tym spektaklu niuans snu i śmierci: aktor na scenie się budzi, człowiek w życiu się rodzi… wiem, że to ograny motyw, ale tu, w swojej prostocie i kontekście całości koncepcji, wybrzmiał wyjątkowo poruszająco.

Gdy się czyta spektakl „w obie strony”, mienić w różnych odcieniach zaczyna się także motyw książki Brodkeya, symbolizujący tu chorobę Bohatera. Z takiej perspektywy Historia mojej śmierci (taki podtytuł ma Ten okrutny mrok) może być początkiem ostatniego etapu życia lub życia w ogóle – bądź końcem doświadczenia życia, jego uświadomionym i przeżytym zapisem. A wtedy wszystko, co po książce, wydaje się już tylko epilogiem. Postać kobiety w czerwieni na wózku inwalidzkim można by wtedy czytać nie tylko jako nawiązanie do  krwi, lecz także do strachu przed śmiercią, który po raz ostatni sprawia, że krew zaczyna mocniej krążyć w obumierających żyłach. Niezwykły to – trzeba przyznać – labirynt znaczeń i niedopowiedzeń.  

Inny wielki temat tego spektaklu to sztuka, a może nawet szerzej – kultura, w której przebiega przecież życie każdego człowieka. W związku z tym, że ci sami aktorzy grają różne postaci, a to najczęściej z pomalowanymi na biało twarzami, a to wystrojone w różnego rodzaju kostiumy, zarówno historyczne, jak i na tej historyczności żerujące (taka perwersyjna wersja nekro haute couture), okazuje się, że człowiek otoczony jest zewsząd motywami i figurami śmierci, które – jakby ich nie ucharakteryzować i nie przebrać – zawsze ukażą w końcu swoją prawdziwą bladą twarz. I nieważne – zdaje się mówić Delbono – czy to karnawał wenecki, filmy Viscontiego, commedia dell’arte czy wreszcie pozornie niewinna bajka o Kopciuszku – ucieczki od śmierci nie ma, bo jest ona nieodłączną częścią życia, jak noc nieodłączną częścią dnia, a czerń – bieli. Ciekawy jest tylko jeden aspekt tej wszechobecności śmierci w kulturze: postrzeganie tych motywów przez człowieka. Czy tej śmierci jest rzeczywiście tak dużo, czy to my – chorując i czując nadchodzący kres – po prostu wszędzie ją widzimy? Na to pytanie, każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Spektakl ma formę kolażu, pozornie niezwiązanych ze sobą quasi-choreograficznych scen do starannie dobranej muzyki, która również jest tu niezwykle ważna. Łączy bowiem na przykład Pinę Bausch (mistrzynię Pippo Delbono) z Almodovarem i jego filmem Porozmawiaj z nią, który jest przecież jedną z najpiękniejszych wariacji Życia snem Calderona, a więc klasycznego traktatu na temat oboczności sen/śmierć w całej europejskiej literaturze. Albo temat Shigeru Umebayashi ze Spragnionych miłości, wprowadzający temat miłości jako rewersu śmierci. Brak związku między scenami jest pozorny – bo całość, gdy się jej na spokojnie z dystansu przyjrzeć, stanowi dobrze przemyślaną, przejmującą opowieść o naznaczonym śmiercią życiu i śmierci naznaczonej życiem. Będą też na pewno tacy, którzy ten spektakl mocno przeżyją, mnie to nie było dane, gdyż akurat Ten okrutny mrok ze swoim przepychem i metafizyczną przestrzenią a la Paolo Sorrentino nadaje się moim zdaniem na wielką scenę. Komputerowy ekran był dla mnie wystarczający, żeby docenić wszystkie elementy spektaklu, układające się w niezwykle intrygującą całość, ale za mały, żeby zatopić się w tym świecie bez reszty. Mam nadzieję, że Państwu się to udało!

Tytuł oryginalny

Porozmawiaj z Nią – o spektaklu Ten okrutny mrok Compagni Pippo Delbono

Źródło:

domagalasiekultury.pl
Link do źródła