EN

24.10.2023, 09:12 Wersja do druku

Drogie panie, do boju!

„Miasto kobiet” Emmy Hütt w reż. autorki w TR Warszawa. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Wojciech Sobolewski

Żyjąca na przełomie czternastego i piętnastego wieku Krystyna de Pizan była kobietą niezwykłą – uznawaną za autorytet w dziedzinie retoryki, pierwszą we Francji i prawdopodobnie jedyną w tym czasie pisarką żyjącą dzięki swojemu pióru. Córka uczonego weneckiego Tommaso di Benventuo da Pizzano (po narodzinach córki Tommaso przeniósł się do Paryża, na dwór Karola V Mądrego i pełnił tam funkcję medyka, astrologa oraz alchemika) wykazywała się bystrym, analitycznym rozumem. Otoczona jednymi z najwybitniejszych uczonych francuskich swoich czasów, mogła uczyć się sama. Biegle władała łaciną i opanowała grekę; czytała dzieła klasyków greckich i rzymskich, a także pierwsze pisma humanistów włoskich. W latach 1404–1407 napisała „Księgę o Mieście Pań” (Livre de la Cité des Dames), poświęconą obronie kobiet. Przytacza tam żywoty wyjątkowych kobiet, które zajmują się budową alegorycznego miasta i układają słowa-kamienie tej budowli. W ten sposób próbuje dyskutować z nienawistnymi czy pogardliwymi poglądami filozofów oraz moralistów, skierowanymi przeciwko kobietom. Księga Krystyny de Pizan stała się inspiracją i bodźcem dla młodej reżyserki z Berlina, Emmy Hütt, która – wraz z dramaturżkami Marianną Cieślak i Leonie Hahn – przywołuje postać autorki tworząc własny, autorski spektakl – z odwołaniami do współczesności, średniowiecznych mitów i filozofii, kobiecych traum i pragnień, z podkreśleniem poczucia więzi płci i głęboko skrywanych nienawiści oraz niezgodą na upokorzenia. Twórczynie pytają też o znane z „Księgi” fikcyjne, utopijne miejsce schronienia oraz wyraz walki o samostanowienie kobiet i zastanawiają się, jakie mogłoby mieć ono znaczenie dla kobiet żyjących w XXI wieku.

Podążając za pisarką, autorki scenariusza ukazują postać samej Krystyny dyskutującej z alegorycznymi wcieleniami – Panią Rozum, Panią Prawość i Panią Sprawiedliwość. „Gardzę sama sobą, a razem ze mną całą kobiecą płcią, jakby to był błąd natury” – mówi Krystyna, zarówno w księdze, jak i w spektaklu. Trzy personifikacje próbują zmienić jej przekonanie i sprowokować najróżniejszymi sposobami do buntu. A kieruje nimi Syrenka warszawska, jakże odmienna od tej, którą znamy od dawna. Dziwaczna osoba, bez określonej płci, wyróżnia się głównie za pomocą kostiumu, ale jej rola jest nie do końca jasna (bywa irytująca, choć najczęściej bawi). „Dla Christine De Pisan Miasto kobiet to metafora, coś, co dzieje się w głowie, jest raczej uświadomieniem sobie czegoś. Raczej walką z własnymi demonami i kwestionowaniem tego, czego nas nauczono” – mówi Emma Hütt. Chodzi o to, aby Krystyna ostatecznie dostrzegła i przyznała stanowczo, że kobiety, tak jak mężczyźni są obdarzone cnotami, zdolne do pracy twórczej i dokonywania wielkich czynów. Dla bohaterki najważniejsza jest sama myśl o budowaniu twierdzy, w której kobiety zdołają sobie poradzić w niesprzyjającym im warunkach i będą bezpieczne… . W dziele Krystyny de Pizan dziewczyna buduje twierdzę za pomocą języka – wysublimowanego, pełnego symboli. W przedstawieniu jest inaczej, choć alegoria i metafora nadal są pojęciami nadrzędnymi. Duże znaczenie ma obraz, bombardowanie zmysłów odczuciami, światłem, dźwiękiem i przepyszną muzyką. Dla Emmy Hütt cała historia bliższa jest średniowiecznym bestiariuszom, mitom oraz legendom i na takich wyobrażeniach, ubranych w szatę naszego wieku opiera reżyserka swoje pomysły. A jest ich niemało. Prawdziwa Christine De Pisan to erudytka, w spektaklu – wcale nie. Bohaterka jest młodą, stłamszoną przez własne frustracje dziewczyną, która w świecie zdominowanym przez mężczyzn nie czuje się dobrze – dawny i bliższy nam patriarchat wciąż tak samo gardzi kobiecą naturą (według twórczyń spektaklu). We współczesnych realiach Krystyna szuka miejsca dla siebie i innych, podobnych niewiast. Cała historia nie musi być wiarygodna, skoro dzieje się gdzieś poza rzeczywistością, jednak musi być przekonująca. Dużo w niej stereotypów, ale nie ma fałszu – kobiecy punkt widzenia jest szczery, emocjonalny i aż kipi, wylewając się poza scenę. Widz patrzy na świat z innej perspektywy niż własna i widzi tylko to, co pokazuje mu bohaterka, świetna obserwatorka, niepozbawiona sarkazmu, autoironii, smutku i… humoru. A miecz, wyciągany przez ubraną w zbroję Krystynkę nie z kamienia, tylko z tylnej, mało szlachetnej części szczura, wręcz rozbraja. Dzięki takim zabiegom trudna tematyka nie przytłacza, choć feminizm, nawet słabo wojujący, może razić. Jednak muszę przyznać, że poruszane problemy polityczne, społeczne i moralne giną czasem w mało czytelnej symbolice, feerii barw, celowym hałasie.

fot. Wojciech Sobolewski

Na scenie Zuzanna Radek, Julia Wyszyńska, Izabella Dudziak, Mateusz Górski zgrabnie mieszają powagę z lekkością, fantastykę grozy i wampiryczność z nastrojową romantyką. Z przymrużeniem oka serwują widzom parodię, ostrą grę słów, powagę i ironię w dynamicznych dialogach, licznych monologach. W kostiumach projektu Mateusza Bidzińskiego odnajdują swój niepowtarzalny styl i drapieżny charakter. Wcielająca się w Krysię Zuzanna Radek (z warszawskiej Akademii Teatralnej) gra bardzo emocjonalnie, biegle wykorzystując swoje aktorskie umiejętności. Sam tekst nie wszyscy odbiorą jako zaskakujący, jednak – mimo wszystko – niezwykła jest w nim ta postać kobieca i kreująca ją aktorka. Choć nie zmienia to faktu – czasem trudno zrozumieć jej działania. Zuzanna Radek spokojnie podąża za zabawnym trio – Rozumem, Prawością i Sprawiedliwością. Budowanie relacji między nimi odbywa się w duszy i mózgu Krystyny, stąd płynie wrażenie, że kolejnym bohaterem inscenizacji nie jest bynajmniej walka płci, jak można sądzić, ale… ludzka samotność. A samotność zazwyczaj szuka schronienia w głowie i mieszka w myślach człowieczych. Julia Wyszyńska, Izabella Dudziak, Mateusz Górski trzech gracji nie przypominają. To demony, satyrycznie krwiożercze wampirki. Prowokują, drażnią, podjudzają, próbując (za namową Syrenki) nakłonić Krystynę do odkrycia prawdy o sobie, samoakceptacji i zrozumienia własnych słabości oraz poznania jak skomplikowanym stworzeniem jest człowiek.

Intryguje i niepokoi niezwykła scenografia Gabrieli Porady – nawiązująca do horroru, z elementami groteski i kiczu. Pomaga w budowaniu fantastycznego klimatu przedstawienia, opartego na nieograniczonej fantazji twórców spektaklu. Niestety – niektóre zachowania bohaterów są niejasne, a metaforyczność przedstawionego świata ginie w nadmiernej pomysłowości. Mimo to przyznaję – całość ma swój urok i smak.

Wywiedziony z tekstu rytm podkreśla niebanalna muzyka (za dźwięk odpowiada Sara Trawöger). Ekstatyczna, mocna, czasem przywodząca na myśl muzykę dawnych wieków, innym razem z pobrzmiewającym nowocześnie black metalem zostaje zobrazowana tańcem i silnie wwierca się w duszę. Sensualizm i zmysłowość, dopracowane szczegóły i zabawa nimi – tak postrzegam oprawę, choć multimedia bym ograniczyła (towarzyszą nam zbyt często, bez mała na okrągło. W teatrze  chciałabym od nich odpocząć). Irytują też mikroporty, podkreślające każdą, nawet słabo słyszalną wadę wymowy.

„Miasto kobiet” nie musi się podobać, ale działa – tak jak dzieło autorki „Księgi o Mieście Pań”. Wszyscy młodzi twórcy wykazali wielką pasję i zaangażowanie, budując ten intrygujący spektakl. Dopracowany, muzycznie wysublimowany wymaga być może poprawek, jednak ma w sobie potencjał i warto go dostrzec.

Tytuł oryginalny

Drogie panie, do boju!

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

24.10.2023