„Siódemka. SzÓs Polskich Królowa” na podstawie powieści Ziemowita Szczerka w reż. Rafała Szumskiego w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Dominik Gac, członek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Polska jest dla Polaka jak kamyk, co wyjęty z buta wpadł do oka. Drażni, uwiera i zasłania. Świat chcieć zobaczyć, trzeba zza lub przezeń. Kamyk do oka wpaść nie może? Otóż może, jest to bowiem kamyk nie byle jaki. Choć nie filozoficzny to magiczny, raz wódczano przezroczysty, raz błotniście mętny. Oczywiście, można go wydłubać i wyrzucić, ale kamyk rani i zostawia bliznę – ślepą plamkę, co świat zasłania i kadruje.
Tak odbieram Polskę w tekstach Ziemowita Szczerka i podobnie chyba postrzegają ją artyści warszawskiego Teatru Ochoty, którzy zaadaptowali powieść Siódemka, dodając jej podtytuł SzÓs Polskich Królowa. Groteska to brawurowa, energiczna i żywiołowo zagrana. Odpowiedzialny za reżyserię i adaptację Rafał Szumski stworzył z pięciorga młodych performerów zgraną drużynę. Role są tu przechodnie (każdy bywa głównym bohaterem, narratorem i alter ego autora zarazem). Każdy ma przestrzeń dla siebie, a wszyscy grają do jednej bramki. Można wyróżnić Jana Litvinovitcha jako wiedźmina Gerarda – wolnorynkowego fana prozy Andrzeja Sapkowskiego; czy też Filipa Orlińskiego jako Hieronima Łycara – lokalnego potentata biznesu i kiczowatej architektury; lub Agatę Łabno w roli Wilnianki. W niczym im jednak nie ustępują ani Konrad Żygadło, ani Martyna Czarnecka.
Przez większość przedstawienia wydaje się, że nie spotka nas w tym świecie nic nowego. Podróżujemy po oswojonej i doskonale zmapowanej przestrzeni. Rzecz dzieje się na początku listopada. Dzień po imprezie skacowany bohater rusza z Krakowa do Warszawy, gdzie ważne go czeka spotkanie. W Polskę idzie, nad którą półroczne rządy obejmują właśnie duchy i upiory, popkulturowo zaktualizowane do halloweenowych przebieranek i zombi. Znamy te przetworzenia z innych powieści i spektakli. Przykładem choćby Ale z naszymi umarłymi… Jacka Dehnela w kieleckiej adaptacji Michała Kmiecika i reżyserii Marcina Libera (Teatr im. Żeromskiego, 2022), ale i krakowski Wiedźmin. Turbolechita pióra samego Szczerka i w reżyserii Piotra Siekluckiego (Teatr Nowy Proxima, 2018). Tych przebieranek i aktualizacji w powieści mniej jest zresztą niż w spektaklu. Szumski adaptuje twórczo. Sporo wykreśla, ale i co nieco dopisuje. Kilka ładnych duchów i zjaw wymyślił. Jednocześnie dzięki adaptatorskim nożyczkom powtarzalność dowcipów i narzekań nie męczy tak, jak podczas lektury powieści.
Specjalnością Szczerka jest nie tylko groteska, ale i reporterski sznyt. Jego Polska istnieje w kontekście sąsiadów. W Siódemce… oglądamy ją w powracającej refrenicznie scenie oczami kolejno: Czechów, Słowaków i Niemców. Błaha gra stereotypami? Coś więcej. Udaje się Szczerkowi chwycić (wykreować?), a Szumskiemu przekazać szerszy środkowo-europejski fantazmat, który, podkreślając historyczno-kulturowe różnice, wskazuje jednocześnie na wspólne punkty odniesienia. W tym ten aktualnie najważniejszy i najbardziej złowrogi – Rosję.
Podczas gdy bohater jedzie tytułową drogą krajową numer siedem i przeżywa coraz to fantastyczniejsze perypetie, snując przy okazji rozważania o swym skomplikowanym do Polski i polskości stosunku, kolejne radiowe serwisy informacyjne donoszą o rosnącym zagrożeniu rosyjską agresją na wschodniej granicy. Śmiejemy się więc zadowoleni z kolejnych szpilek wbijanych w narodowe przywary, doceniając sprawność kulturowej akupunktury, ale gdzieś tam, nisko w żołądku, lęgnie się cisza. Wtem rzuca się do gardła, za gardło chwyta. W drzwiach staje milcząca dziewczyna z uśmiechem ochockiej Mony Lisy. Jedna z aktorek sufluje: „Do gospody wchodzi Ola z obsługi widowni i mówi: Przepraszam bardzo, ale Rosja napadła na Polskę. Jest wojna”. Publiczność zamiera. Mnie po krzyżu przebiegają ciarki i znikają gdzieś w nieoczekiwanej mieliźnie, na której osiada rozpędzony spektakl. Z wyłączonym komediowym silnikiem, precyzyjnie wytrącony z rytmu, musi się przestroić. Inaczej o Polsce opowiedzieć. Czulej, by tak rzec. Szczerek nie bardzo tu pomoże. Rozgrzani w dowcipie aktorzy mają kłopot.
Sytuacja robi się apokaliptyczna i cokolwiek patetyczna. Rosjanie bombardują Radom, rodzinne miasto autora, „jak jakiś, Donieck” – pisał Szczerek w 2014 roku – „jak jakiś Mariupol” – aktualizuje Szumski. Ale sytuacja jest też refleksyjna. Bohater wchodzi do dawno opuszczonego dziecięcego pokoju, w którym jakby nigdy nic, czeka nań stary miś, pluszowy koziołek Belfegor. Widziany na ekranie mówi z offu głosem Jarosława Boberka. Ruszą razem na Zachód. I w tej ucieczce opadnie bohatera coś, co można nazwać romantycznym szaleństwem. Ale można też ów straceńczy zwrot akcji odczytać terapeutycznie – jako przepracowanie trudnej, toksycznej relacji. Akceptację polskości. Operacja się udała, pacjent nie żyje.
Siódemka… to przede wszystkim opowieść o fantazmatycznej sprawczości. O tym, jak możemy Polskę czytać i interpretować – co znaczy też: jak możemy Polskę pisać. Na ile jesteśmy podporządkowani wielkim historyczno-literackim i kulturowym narracjom, na ile niewolą nas współczesne stereotypowe i soszjalmediowe skrypty. Czy warto się im przeciwstawić? Czy rozsądniej dać za wygraną? Czy warto szukać piękna w szpetnym krajobrazie? Map do skarbów w pęknięciach asfaltu? Nostalgii w oblepiającym podeszwy błocie? Życzliwości w samym sobie? Wobec bliźniego (i siebie samego), wraz z jego bzdurami: lechickimi, tromtadrackimi, szlacheckimi, trójmorskimi, krakowskimi, warszawskimi, prawackimi, lewackimi. Szczerek a zwłaszcza Szumski zdają się stać na stanowisku, które i mi jest bliskie, że tak, owszem, warto. Jeszcze jak.
Warto się dobrze urządzić we wspólnocie, w której przyszło nam żyć. Jest ona przecież wartością. Konsekwencją tego poglądu jest zaś upierdliwa i niewygodna odpowiedzialność. Szczerek jak zarazy wystrzega się wzniosłości, słysząc w niej wyłącznie fałsz. Działacze społeczni i innej maści aktywiści oraz pasjonaci są w Siódemce śmieszni i niebezpieczni. Polska to opium dla Polaków. Rzecz jest pospolita, czyli ordynarna, ale nie może być wspólna, bo w tej fantasmagorii oprzeć się mogę tylko o siebie samego. To we mnie się ta cała Rzecz mieści. Żyje i rozrasta. Jestem doniczką na fakty kulturowe, które nazywam Polską. Jestem areną, na której trwa bójka matejkowskiego pocztu królów polskich – odmalowana teatrem cieni. Okładają się władcy mieczami za ekranem, na którym wysprejowano wcześniej kilka zaklęć w lokalnych hieroglifach – w tym to najpotężniejsze, falliczne. Jest rysowany kutas swego rodzaju godłem Polski podziemnej, nieoficjalnej, wulkanicznej. Rebelianckiej, anarchicznej i wolnej. Można się oburzać, ale spójrzmy prawdzie w oczy, szkolnym zeszytom w ostatnie kartki, blokom w elewacje.
Scenografia, skoro już o tym mowa, skromna jest jak scena Teatru Ochoty. Wspomniany ekran w kształcie samochodowego lusterka na tylnej ścianie i niski, acz rozległy cokół. To wszystko. Zatarty napis upamiętnia obalenia słupów granicznych oddzielających zabory austriacki i rosyjski. „Na placu Wolności, pod pomnikiem nicości” – śpiewał poeta. O innym co prawda postumencie, ale coś – nic – jest na rzeczy. Polska jest u Szczerka mętna i płynna, widmowa. Z mgieł i dymu nad listopadowymi cmentarzami zrobiona. A jednocześnie boleśnie konkretna. Granice tu jak miedze. I w to pole, które wciąż orzemy, nawozimy, zasiewamy, pryskamy i przeklinamy, wtargnął Ruski. Rechocze kacap, raszystowski pług przez ojców prowadząc kości, a na dodatek bombarduje naszą stolicę czarnego humoru. Żarty żartami, ale jak pouczają starożytne memy – Polska Radomiem Europy. Szczerek wydał Siódemkę dziewięć lat temu, gdy Rosjanie dopiero zaczynali trwającą do dziś wojnę z Ukrainą. Wtedy fantazje o ataku na przesmyk suwalski zdawały się równie realistyczne, co gadające samochody, którymi podróżuje główny bohater. Dziś sytuacja jest zgoła inna. Wojna, choć od miesięcy stoi w miejscu, granice naszej wyobraźni znacznie przesunęła.
No ale przecież, jeszcze Polska nie zginęła, póki my… nie tylko my! Żyje też Ukraina, żyje Unia, żyje NATO (niech żyją!). Niemniej niepokój, jak kamyk, wpadł i uwiera. Co dalej? Co z tą naszą Polską w razie „W” zrobimy? Obronimy? Odpuścimy? Bez względu na odpowiedź, dobrze byłoby mieć pojęcie, czego mamy bronić albo od czego uciekać. Niegłupio byłoby sobie Polskę w głowie dookreślić i uporządkować. Szczerek i Szumski proponują jeden z wielu języków, których możemy użyć. Traktować ich jak przewodników – to chyba za duże ryzyko. Ale odmawiać sobie takiego rajdu polską szosą żal. Narodowe na niej drifty, kulturowe wiraże i psychosocjologiczne poślizgi – przygody! Dla teatru bardzo atrakcyjne, co wiadomo nie od dziś. Sceniczny potencjał Siódemki jako pierwszy odkrył Remigiusz Brzyk, wystawiając przed siedmiu laty w Teatrze Zagłębia adaptację pióra Kmiecika. Czekam na kolejnych przewoźników. Pasażerów na tej trasie na pewno nie zabraknie.
***
Ziemowit Szczerek SIÓDEMKA. Reżyseria i adaptacja: Rafał Szumski, scenografia i kostiumy: Anna Rogóż, multimedia: Maria Matylda Wojciechowska, muzyka: Patryk Szwichtenberg, choreografia: Aleksander Kopański. Premiera w Teatrze Ochoty w Warszawie 18 listopada 2023.