„Auschwitz Tour” Elżbiety Depty w reż. autorki, w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Pisze Dominik Gac, członek Komisji Artystycznej 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Auschwitz, czyli co? Baraki, buty, walizki, włosy, żwirowe ścieżki, ściana straceń, napis nad bramą, milion sto tysięcy ofiar. Byłem tam na wycieczce dziesięć lat temu. Dziwnie mało pamiętam. Więcej mam w głowie cudzych obrazów, scen z filmów (Syn Szawła, Strefa interesów) i książek (Tadeusza Borowskiego, Zofii Nałkowskiej, Wiesława Kielara). To z nich wypreparowałem strażnika na wieżyczce, który wyświetla mi się teraz – jak zdjęcie. Nie pamiętam zapachu. Chyba było zimno. Po co tam byłem?
„Przychodząc tutaj przysłużyli się państwo zachowaniu tego miejsca. Przysłużyli się państwo pamięci. To znaczy, że chcą państwo pamiętać” – mówi Przewodniczka, witając grupę zwiedzających, czyli nas. Siedzimy w małej i ciemnej sali Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Na środku pustej sceny stoi Anna Lenczewska. Ma na sobie białe sportowe buty, kolorową sukienkę w kwiatki i nagłowny mikrofon. Nie ruszając się z miejsca poprowadzi nas przez obóz, opowie o miejscu i wydarzeniach. Rzuci garść statystyk i pojedynczych historii. Jej opowieść uzupełni kobiecy głos z offu. Obydwa głosy będą spokojne, niemal monotonne.
Wyobraźnia jak obiektyw kamery, narracja jak dłoń operująca zoomem. Wystraszone tłumy, ogolone głowy, sterty walizek, hak zaczepiany o żuchwę – ciało wleczone do pieca. Lenczewska kilkukrotnie wykracza poza profesjonalną rutynę Przewodniczki i wciela się w postacie z przeszłości: witającego więźniów Hauptsturmführera Fritzscha, wrzeszczącego esesmana bez nazwiska, doktora Mengele, bezimiennego lekarza prowadzącego selekcję na rampie, ale też w więźniów (Młodą Żydówkę, Primo Leviego). I w kilka osób z teraźniejszości: kierowcę autobusu wiozącego grupę z Oświęcimia do Brzezinki, zwiedzających zadających irytujące pytania.
Te wcielenia to ledwie szkic – pojedyncze zdania. Ale w tym wypadku nawet szkic to za dużo, zwłaszcza kreślony grubą aktorską kreską. Wychodząc z roli Przewodniczki Lenczewska przełamuje tyleż szlachetny, co porażający minimalizm. Mimowolnie demaskuje niekompatybilność teatralnego gestu z tematem. Nie da się do tej historii zbliżyć. „Dotyk mógłby unicestwić eksponaty. Można na nie tylko patrzeć” – mówi głos z offu.
Elżbieta Depta, autorka i reżyserka, postąpiła wbrew domyślnym oczekiwaniom widza. Auschwitz Tour to godzina słuchania. Bez niespodzianek i nagłych zwrotów akcji – wszystko jak w tytule. Między zdaniami oznajmującymi rodzą się niewypowiedziane pytania. Czego tak naprawdę chcemy od tego miejsca? Doświadczenia czy wiedzy? Przeżycia czy lekcji? Przewodniczka cytuje Nałkowską: „Rzeczywistość jest do wytrzymania, bo nie jest cała dana w doświadczeniu”. Ale jakim doświadczeniem dysponujemy? Zwiedzanie obozu zagłady nie ma nic wspólnego z byciem jego więźniem albo – o zgrozo – funkcyjnym. Czy ma coś wspólnego z byciem świadkiem? Przywoływane sceny, fakty i opowieści składają się na historię, o której w akcie desperacji i samoobrony myślimy czasem, że choć prawdziwa, to niewyobrażalna. Georges Didi-Huberman w Obrazach mimo wszystko udowadniał, że to błędne podejście. Francuski filozof analizował cztery fotografie z Auschwitz, które zrobili więźniowie z Sonderkommando, dokumentując proces zagłady. Patrząc na te zdjęcia, trudno mówić, że nie możemy sobie wyobrazić tego, co na nich widać.
„Dzisiaj wieje mocny wiatr/ pada ulewny deszcz/ jest bardzo gorąco” – powtarza głos z offu jak refren. Auschwitz Tour to opowieść o pojedynczej wycieczce i o wszystkich wycieczkach. Niewidzialna narratorka jest wszechwiedząca. Referując myśli i uczucia zwiedzających, daje do zrozumienia, że nasze przeżycia są z góry zaplanowane. Oczywiście pozostają indywidualne, ale przy takiej liczbie odwiedzających (około dwa miliony rocznie) nie można przesadzać z podmiotowością. Dlatego zwiedzający, których opinie słyszymy na końcu przedstawienia, nie mają imion, lecz numery. Turystyka jest masowa, niemiecka zagłada też była masowa. Przez to miejsce od dekad przechodzą miliony ludzi. Jakie są tego konsekwencje?
Obóz w sztuce Depty zyskuje podmiotowość. „Zwiedzający patrzą na Miejsce. Miejsce patrzy na Zwiedzających”. „Zwiedzający patrzą się na trupie czachy namalowane na puszkach. Trupie czachy przyglądają się Zwiedzającym”. Auschwitz zdaje się niezależnym bytem, sączącym energię z każdej osoby, która tu zagląda. Depta tego wątku nie rozwija – i dobrze, ponieważ ascetyczna formuła spektaklu mogłaby takich literackich wycieczek nie wytrzymać. Co nie znaczy, że tego rodzaju poszukiwania w obrębie tematu Zagłady to z zasady zły pomysł. Przykładem inny spektakl w tej odsłonie Konkursu – monodram Każdego dnia jest mi żal na podstawie sztuki Artura Pałygi, wyreżyserowany w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora przez Katarzynę Dudzic-Grabińską i Karolinę Gorzkowską. To opowieść o Miep Gies, która podczas wojny pomagała ukrywać rodzinę Franków, a następnie ocaliła dziennik Anny Frank. Wiele lat po wojnie Gies spotyka młodą dziewczynę, która zwiedziła Auschwitz i zafascynowana ciemnością tego miejsca, wzdycha do prawdziwego życia, którego musieli dostąpić więźniowie poprzez bliski i ciągły kontakt ze śmiercią. Wizja wywołuje sprzeciw, bo poraża naiwnością, zdaje się też nieuprawnionym roszczeniem. Ale wątpliwości budzą też bardziej wyrafinowane teorie, jak choćby ta Giorgia Agambena, który w Homo sacer pisał o „nagim życiu”. Jego reprezentantami mieli być więźniowie w najgorszym stanie, nazywani muzułmanami. Auschwitz Tour wszystkie te konteksty i konstrukty przypomina, ale nieintencjonalnie, mimowolnie. Wskazuje przy okazji dystans pomiędzy intelektualną interpretacją a bezpośrednim kontaktem z obozem i jego historią.
Po co jedzie się do Auschwitz? Atak paniki, szok, głęboki i trwały smutek – byłoby nieźle, ale z reguły jest zmęczenie, znużenie i ogólna niezręczność. Kanapka w drodze do kolejnych atrakcji Wieliczki lub Krakowa. No bo co z tym zrobić? Zapamiętać? Równo przystrzyżony trawnik, którego wtedy tam nie było? Twarze ze zdjęć? Stertę włosów za szybą? Pogodę? Pamiętam, że było słonecznie, gorąco. Pamiętam, że było pochmurnie, zimno. Nie wiem, które wspomnienie jest prawdziwe, a które wymyślone – zapożyczone z cudzych wspomnień. Zderzenie jednostkowej percepcji z miejscem pamięci to najważniejszy z tematów, które spektakl sugeruje jako materiał do przemyśleń. Można je później omówić na lekcjach polskiego lub historii, ale Auschwitz Tour to coś więcej niż pożyteczny szkolny produkcyjniak. To mocny, zdyscyplinowany i świadomy teatr. Wychodząc z ciemnej sali w przedwczesną galicyjską wiosnę czułem, że czegoś doświadczyłem. Mimo wszystko.
***
Elżbieta Depta AUSCHWITZ TOUR. Reżyseria: Elżbieta Depta, scenografia, kostiumy: Elżbieta Depta, Anna Lenczewska, muzyka (kompozycja przestrzeni dźwięku): Łukasz Maciej Szymborski. Prapremiera w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie 9 listopada 2024.