Długo dojrzewała na teatralnych deskach, ale okazało się, że czas działał na jej korzyść. Od kiedy o Dorotą Kolak upomniało się kino, apetyt na jej aktorstwo nie maleje.
Ile kaw dzisiaj pani wypiła? - Trzy. Sporo jak na godzinę 13. - Espresso, malutkie. Mam ekspres kapsułkowy, niektórzy uważają, że on nie daje dobrej kawy, ale przekonała mnie jej błyskawiczna dostępność. Jest kawa poranna, kiedy mąż wyjeżdża do pracy, jest kawa towarzyska, a przed spektaklem pobudzająca. Nie dziwię się, bo wszędzie pani pełno - w teatrze, serialu, za chwilę premiera filmu "Zabawa, zabawa". Może trzeba by wymyślić przepis na Dorotę Kolak? - Byłoby miło. To byłby trudny przepis? - Nie należę do szczególnie skomplikowanych osobowości, ale chciałabym, żeby był wielowymiarowy. W związku z premierą "Zabawy..." o kobiecym alkoholizmie udzieliła pani sporo wywiadów. Jakie pytanie padało najczęściej? - "Czy pani pije?", tak jakby to miało wpływ na tworzenie roli. To by znaczyło, że zanim Otello zabije Desdemonę, musi parę osób udusić. Uważam więc pytanie za bezsensowne. Pomysł na film przyniosła K